Wrzucam kolejną część mojego fotostory. Przyznam, że nie planowałam tego wstawić już dziś, ale skończyłam wcześniej i chcę się podzielić. xD
Z góry mówię, że nie ma w tym odcinku krwi ani trupów... Nuuuda, nie? XD Spokojnie, to się nadrobi w kolejnej części. >D Ten odcinek jest i nieco krótszy niż poprzednie, ale to też nadrobię w kolejnym. Ten po prostu musiał taki być.
Linki do wszystkich odcinków i prologu można znaleźć tutaj.
_______________
No Way Back
Odcinek 2 - Zwyczajny dzień w Hollywood
Na Florydzie zawitał kolejny, upalny dzień. Słońce – ku
uciesze turystów – przygrzewało naprawdę mocno, choć był dopiero poranek,
godzina dziewiąta. Właśnie wtedy, w dniu takim jak wszystkie inne, Jennifer
Forester uświadomiła sobie, że nie może dłużej kryć się przed światem w ciągu
dnia.
Powoli kończyły jej się zapasy jedzenia. Przecież chyba nikt
na nią nie napadnie podczas jednego spaceru do sklepu, prawda? Jedyną rzeczą,
która nie pozwalała jej na przebywanie poza domem, były jej własne lęki. Tego
zwyczajnego dnia została zmuszona się przełamać.
Chociaż… kto wie? Może ten dzień wcale nie był zwyczajny?
Założyła na ramię swoją czerwoną torbę i wyszła z
mieszkania. Podczas przechadzki kilka razy nerwowo się rozglądnęła. Czuła się,
jakby cierpiała na jakąś paranoję. Miała świadomość, że wszystko jest w
porządku, ale i tak nie mogła powstrzymać przyspieszonego bicia serca.
Po kilkunastu minutach marszu udało jej się dotrzeć do
jakiegoś sklepu w centrum. Bez cienia emocji na twarzy chwyciła za żółty, plastikowy
koszyk przy wejściu i śmiałym krokiem ruszyła wzdłuż sklepowych alejek. Brała z
półek prawie wszystko, co jej się nawinęło. Po niecałych pięciu minutach stała
już przy kasie. Pff, po co martwić się pieniędzmi. Przecież leżała na forsie, na
jej koncie znajdowało się dziesięć tysięcy dolarów. Wynagrodzenie od Agencji, w
której istnienie Jennifer zaczynała wątpić. „Może to był tylko sen?” –
zastanawiała się, wiedząc, że to niemożliwe. Ale to wszystko działo się tak
szybko, nawet już nie pamiętała, jak dokładnie wyglądali ci agenci.
Bez pośpiechu spakowała zakupy do torby. Założyła swoje
wcześniej zdjęte w sklepie okulary
przeciwsłoneczne i ruszyła prosto przed siebie. Wysoka temperatura oraz piękne,
czyste niebo zachęcały do przebywania na zewnątrz. Rudowłosa szybko poczuła
zmęczenie od tej spiekoty i nadmiaru świeżego powietrza. Mijając drewnianą
ławeczkę w centrum postanowiła na chwilę się zatrzymać i odetchnąć - usiadła w
cieniu liściastego drzewa i przymknęła swoje zmęczone oczy. Czas mijał tak
szybko, że nawet nie zauważyła, kiedy krótki przystanek znacznie się przedłużył.
Trudno stwierdzić, ile jeszcze czasu odpoczywałaby na tej
ławce, gdyby nie to, że nagle podszedł do niej młody, uroczy chłopak. Miał krótkie,
opadające na twarz w nieładzie blond włosy, sprawiał wrażenie przyjacielskiego
i lekko roztrzepanego. Taki też w rzeczywistości był.
- Przepraszam panią – nieśmiało zagadał. – Jak mogę dostać
się na Biscayne Boulevard w Miami?
Jennifer dopiero po chwili zorientowała się, że to pytanie
było skierowane do niej. Nadal bolała ją głowa, dopiero po jakimś czasie na
zastanowienie się leniwie odrzekła:
- Biscayne Boulevard? Jesteśmy w Hollywood, to trochę
daleko. Może mam ci narysować mapę? – szeroko się uśmiechnęła.
- Hahaha, nie musi pani! Bardzo się wygłupiłem? – usiadł po
lewej stronie panny Forester. – Miałem na myśli jakieś wskazówki dojazdu czy
coś – odrzekł, po czym spojrzał gdzieś przed siebie. Trudno było mu dłużej
znieść spojrzenie pewnej siebie kobiety; mimo, iż miała na nosie okulary, czuł,
jak dociekliwie patrzy mu w oczy.
Tak, Jennifer uważnie mu się przyglądała. Zmarszczyła brwi.
Widziała, jak jego wzrok błądził daleko za nią. Skądś już znała tą twarz…
Rozpoznała go. To był Austin Rogers! Co za wstyd, od razu
powinna była go zidentyfikować. Razem z nim, Ianem i dawną przyjaciółką Gwen
tworzyli nierozłączną paczkę. Zawsze wszystko robili razem, zawsze wpadali na
najlepsze pomysły w swoim towarzystwie. Wszystko to posypało się gdy
zamordowano Iana, a Jennifer w obawie o swoje życie zawinęła się z rodzinnego
Windsor.
Chwila. Co on tu robi? Rzucił studia na rzecz słonecznego
Miami? Zawsze marzył o zamieszkaniu tutaj, to fakt.
Forester miała w głowie zbyt wiele pytań bez odpowiedzi.
Austin jej nie rozpoznał, to nic dziwnego, w końcu tak bardzo się zmieniła w
ciągu ostatnich tygodni. Zmizerniała na twarzy, a i bijąca od niej aura była
jakaś inna.
Doszła do wniosku, że zanim się ujawni, zabawi się nieco
starym kumplem. W końcu warto na samym początku dobrze zbadać sytuację.
- „Pani”? Taka stara nie jestem – zaśmiała się. – Mówmy
sobie po imieniu. Jestem Carla.
- Austin – odpowiedział bez namysłu.
- Mam dużo wolnego czasu, chętnie zaprowadzę cię na Biscayne
Boulevard. Oczywiście jeśli chcesz.
- Bardzo bym chciał… Na pewno nie będzie to dla pani… dla ciebie
problemem?
- Nie, skądże. I tak się nudziłam – rzekła wzruszając
ramionami. – Zadzwonię po taksówkę.
- Przepraszam, ale nie stać mnie na to. Może pojedziemy
komunikacją miejską?
Jennifer uśmiechnęła się pod nosem.
- Zapłacę za transport, nie martw się o to.
- Nie ma mowy, to zbyt duża przysługa…
- Spokojnie, mam mnóstwo pieniędzy, mogłabym codziennie
opłacać ci takie przejażdżki – udawała zniecierpliwienie.
Chłopaka na chwilę zamurowało. Nie wiedział co ma
powiedzieć, więc nie powiedział nic.
***
- Po co przyjechałeś na Florydę? Chyba nie jesteś stąd –
zagaiła rozmowę. To prawda, po Austinie było widać z daleka, że jest
nietutejszy. Zdradzała to przede wszystkim blada karnacja i niepewne
spojrzenie.
Taksówka stała w korku. Kierowca był w średnim wieku, milczał.
Patrząc na niego można było odnieść wrażenie, że jest całkowicie skoncentrowany
na ruchu drogowym, ale w rzeczywistości uważnie przysłuchiwał się rozmowie
pasażerów z tylnego siedzenia. Cóż, był najzwyczajniej w świecie wścibski.
- Nie, pochodzę z Kanady. Udało mi się dostać do
Międzynarodowego Uniwersytetu Sztuki i Projektowania. Od zawsze o tym marzyłem,
teraz będę mógł wreszcie zostać profesjonalnym fotografem.
Faktycznie, Jennifer zaczęła sobie przypominać, że Austin
coś wspominał o tej szkole. Niestety niewiele już pamiętała, w obecnej sytuacji
jej umysł zajęty był czym innym… Tak czy inaczej kojarzyła, że miał zamiar
rozpocząć naukę w Miami. I pomyśleć, że w głębi duszy wątpiła w jego szanse.
- Łał, gratuluję. To bardzo prestiżowa uczelnia.
- Dziękuję.
- A powiedz… nie szkoda ci było zostawiać rodziny i
przyjaciół?
- Moi rodzice i tak mieszkali daleko ode mnie. Co do
znajomych… to dość długa i smutna historia – uśmiechnął się ponuro.
Forester poczuła ukłucie w sercu. Tak bardzo tęskniła za
przeszłością, kiedy wszystko było jeszcze w porządku. Przez chwilę zaszkliły
jej się oczy, jednak dzięki dużym okularom nikt nie mógł tego zobaczyć. Cicho
zapytała:
- Dlaczego?...
- Dwójka moich znajomych nie żyje.
- Ojej, naprawdę mi przykro – dziwnie poczuła się z tym, że
została już uznana za martwą. – Co im się stało? Chyba, że nie chcesz o tym
mówić…
- Tu naprawdę nie ma o czym opowiadać. Pewnego dnia po
prostu zamordowali mojego kumpla, a nasza wspólna znajoma zniknęła. Zapewne też
ją dopadli. Kimkolwiek byli.
- Czy to nie przypadkiem znana sprawa Iana z Ontario? Pisali
o tym w gazetach – powiedziała z obojętnością w głosie.
- T-tak – odrzekł lekko zaskoczony.
- To ta dziewczyna w końcu żyje czy nie? Ostatnio nic nie
słyszałam na ten temat.
- Nie wiadomo, ale na pewno skończyła jak Ian. Pewnie za
kilka lat znajdą gdzieś jej ciało.
- Ale z ciebie pesymista – odrzekła spokojnym głosem.
Jennifer wyjrzała przez okno taksówki, nie wiedziała, jak ma
dalej rozmawiać z Austinem. Z każdym wypowiedzianym słowem coś w niej pękało.
Przypominała sobie wszystkie chwile w Kanadzie, zwłaszcza te najbardziej błahe
– wspólne oglądanie filmów akcji u Gwen, włóczenie się po obrzeżach miasta
późnym wieczorem, albo wtedy w restauracji, gdy Ian się zagapił i wpadł na
niosącą drinki kelnerkę… Żadnym sposobem nie mogła uwolnić się od wspomnień.
Nawet buty Austina kojarzyły jej się ze wspólnymi zakupami nieco ponad pół roku
temu.
Była tak blisko swojego przyjaciela, tak bardzo chciała mu
się wyżalić. Obawiała się, że stchórzy, rozstanie się z nim za chwilę i już
nigdy więcej się nie spotkają. To była jedyna szansa!
- Ej, a tak właściwie… Czemu zainteresowała cię ta sprawa? –
chłopak chciał podtrzymać rozmowę. – I dlaczego twierdzisz, że Jennifer żyje?
„A jednak sam ciągnie temat” – pomyślała.
- Ani razu nie powiedziałam, że ona żyje. Ale jeśli już o to
pytasz… mam takie przeczucie. A moje przeczucia nigdy się nie mylą – nie
zastanawiała się zbytnio nad odpowiedzią.
Kierowca auta jeszcze bardziej wytężył słuch.
Austin spojrzał na nią pytająco.
- No co? – wydusiła z siebie.
- Zdziwiła mnie ta odpowiedź – zawsze był nazbyt
bezpośredni.
- Spokojnie, wiele razy słyszałam, że coś ze mną nie tak –
zaśmiała się donośnie. – Swoją drogą, dziwne jest to, że ten Ian - czy jak mu
tam było - prawdopodobnie sam wpuścił
morderców do mieszkania. Drzwi były nienaruszone…
- Serio? Nawet ja tego nie wiedziałem. Skąd masz takie
informacje?
- Z zaufanych źródeł – powiedziała tajemniczo.
W tej chwili zaczęła się obawiać, czy nie przesadza.
Przecież nie byli tu sami, a taksówkarz na pewno wszystko słyszał… Zanim jednak
Austin zdołał cokolwiek powiedzieć, pojazd gwałtownie się zatrzymał. Byli już
na Biscayne Boulevard, pod Międzynarodowym Uniwersytetem Sztuki i Projektowania
– dużym i nowoczesnym budynkiem.
- Chętnie porozmawiałbym z tobą dłużej, jednak muszę już
iść. Dziękuję za podwiezienie, będę ci wdzięczny do końca życia – powiedział
patrząc na nią uważnie, po czym wyszedł z samochodu i trzasnął drzwiami.
„Osobliwa persona” – pomyślał sarkastycznie.
Jennifer spojrzała za nim tęsknie. Nie, nie mogła dopuścić
do tego, by jej dobry przyjaciel po prostu odszedł, nigdy nie poznał prawdy i
miał ją tylko za nieszkodliwą wariatkę.
Wyjęła z portfela pięć studolarowych banknotów i podała
taksówkarzowi.
- Chwila, wydam pani resztę! – krzyknął do rudej dziewczyny,
która już zdążyła wyjść z auta.
- Nie trzeba! Proszę to potraktować jako napiwek – odrzekła
machając z lekceważeniem dłonią.
Austin właśnie podchodził do wejścia uniwersytetu. Niespodziewanie
podbiegła do niego Jennifer. Złapała go mocno za ramię i powiedziała:
- Poczekaj chwilę! Bardzo ci się spieszy?
Chłopak nie miał ochoty z nią dyskutować, rozmowa z Carlą
nie wywarła na nim specjalnego wrażenia – w końcu wiele osób interesuje się
morderstwami w okolicy. Prawda, to w pewnym sensie dotyczyło jego, ale… znacznie
bardziej ciekawiła go nowa szkoła marzeń.
- Raczej tak – przystanął i spojrzał na nią kątem oka. Mimo
wszystko coś ciągnęło go do tej tajemniczej nieznajomej…
- W takim razie postaram się nie przedłużać – odezwała się,
po czym powolnym i dość niepewnym ruchem ręki zdjęła okulary. Naprawdę ciężko
było jej wtedy podnieść wzrok do góry…
Te szare, bystre oczy zostały rozpoznane od razu. Blondyn
wpatrywał się w nie długo, z jakimś widocznym przestrachem na twarzy.
Nagle wszystko zrozumiał i przytulił ją do siebie mocno.
- Co się z tobą działo przez tyle czasu? – zapytał
poruszony.
- Wolałabym na razie nie omawiać tej kwestii. To dość ciężki
temat, rozumiesz…
- Okej, jasne. Opowiesz mi kiedy zechcesz – odrzekł wypuszczając
ją z objęć. - Bardzo się zmieniłaś.
- Wiem.
- Mogę powiedzieć Gwen o tobie? Na pewno bardzo by się
ucieszyła. Ciągle mam z nią kontakt.
- Nie, nie rób tego! Nikomu nie mów o naszym spotkaniu, to
zbyt niebezpieczne. Mogę mieć tylko nadzieję, że kiedyś uda mi się osobiście
złożyć jej wizytę.
Zapadła nieco niezręczna cisza, nikt nie chciał odezwać się
jako pierwszy. Jennifer zaczęła się bać, że powie za dużo, a Austin nie
wiedział, o co może pytać.
- Spieszyłeś się do uniwersytetu…
- Och, faktycznie. Miałem wrażenie, że czas się zatrzymał,
zupełnie jak w filmie – powiedział zdezorientowany. – Tyle czasu się nie
widzieliśmy, mamy sobie wiele do opowiedzenia…
- Idź już i nie mów nikomu o mnie – powtórzyła po raz drugi.
- Nie zmieniłeś numeru komórki?
Chłopak pokręcił przecząco głową.
- Postaram się więc jakoś z tobą skontaktować, bądź
cierpliwy. Powodzenia w nauce! – oznajmiła i odeszła, zakładając ponownie szkła
przeciwsłoneczne z czerwonymi oprawkami.
***
Dziwnie się czuła wracając do domu. Teraz już wiedziała,
dlaczego intuicja podpowiadała jej ucieczkę właśnie do Miami. To miasto
pozostało gdzieś na dnie jej podświadomości.
Oboje z Austinem uwielbiali Florydę, chcieli tu kiedyś
zamieszkać, zrobić karierę… Wtedy to były tylko głupie marzenia zwykłych
studenciaków. Teraz częściowo się spełniły, ale w obecnej sytuacji nikt się z
tego nie cieszył.
Zaczęła się jednak bać o swojego znajomego. Co jeśli ktoś ją
rozpoznał, widział z nim przed kilkoma momentami? To praktycznie niemożliwe,
ale obawy nie odstępowały jej nawet na chwilę.
Wcześniej nikt nie wiedział, że uciekinierka Forester żyje.
Teraz tę tajemnicę poznał jej dawny przyjaciel, Austin Rogers. Podczas
spotkania z nim czuła, że więź między nimi już nieco zanikła. Zostały tylko
wspomnienia.
Tyle myśli było w jej głowie. Zmęczona Jennifer z zadowoleniem
zauważyła swój dom przy uliczce, którą właśnie przemierzała, marząc o napiciu
się chłodnej wody i pozbieraniu w całość wydarzeń z przedpołudnia.
Niestety nie wiedziała wtedy, że nie będzie jej to dane.
W końcu tak naprawdę nie był to zwyczajny dzień.