piątek, 26 grudnia 2014

045|| Engel

Cześć.
Postaram się streścić. Mam dwie wiadomości - dobrą i... to zależy od czytelnika. Pierwsza - będzie co pooglądać. Druga - rzecz jasna, będzie co poczytać, ale to później. :>

Siedząc na simblrze i oglądając zdjęcia innych graczy doszłam do wniosku, że jest coś, czego brakuje mi w grze w TS3. Dodatki mam dwa i więcej nie potrzebuję, HQ mod jest, mod na poprawę płynności gry jest, CC mnóstwo i cały czas przybywa... jednak suwaków nie miałam. No tak, tworzenie simów w trójce zdążyło mi się znudzić, bo możliwości od twórców gry są naprawdę ograniczone i zrobienie ładnego sima wymagało dużo roboty i jeszcze więcej syfu z internetu, coby zatuszować niektóre niedające się poprawić defekty. Niedawno więc trochę poszperałam po różnych poradnikach, pościągałam ciekawe bajery i... suwaczki pięknie działają. :D Naprawdę dobrze się bawiłam testując je. Bez drobnych problemów się oczywiście nie obyło (musiałam aktualizować grę do 1.63, bo do mojej wersji nie było moda na suwaki), ale w końcu wszystko działa jak powinno.

Owe suwaki musiałam mieć przede wszystkim do sesji, którą zaraz pokażę. Chciałam, żeby modelka była bardzo niska (to jest młoda dorosła, nie nastolatka), chuda i ładniejsza niż moje poprzednie simki - bez slider hacka nie dałoby rady i wyszłyby kolejne nijakie zdjęcia, a tak są imo nawet dobre, choć mogły być i lepsze.
W skrócie: sesja inspirowana piosenką mojego najukochańszego, najwspanialszego, najcudowniejszego, najulubieńszego i w ogóle naj zespołu, znaczy się Rammsztajn Rammstein.
Śmiem twierdzić, iż najbardziej podoba mi się pierwsze zdjęcie z napisem (w tym wypadku napis zaliczam do całości sesji, w końcu tło to i tak fotka z gry). Ponadto całość nijak oddaje klimat piosenki i i tak zajeżdża gniotem, ale sporo się napracowałam więc czemu by nie wstawić.
Zachęcam do powiększenia sobie zdjęć, bo są bardzo duże - największe, jakie mogłam zrobić.

Pewnie jeszcze wrzucę tu kiedyś parę tego typu sesji, ale na razie nic szczególnego nie planuję. Prędzej zdjęcia simów tworzonych z suwakami na jakimś jednolitym tle będą, ale to tak tylko "przy okazji".

~~~

Teraz część nudniejsza. Jak tam święta? Co znaleźliście pod choinką? Ja dostałam m.in. różne koszulki, trochę słodyczy (w porównaniu z ilością, którą zgarnęłam w urodziny to naprawdę tylko trochę), piżamę i - co najzabawniejsze - suszarkę XDDDD Ostatnia rzecz, której się spodziewałam hahaha.
Ogólnie to może zadziwię niektórych, ale cieszę się, że święta już się kończą. Jeszcze rok temu bardzo na nie czekałam, ale w tym roku świąteczne piosenki (zwłaszcza to coś zaczynające się na "All I want for Christmas...", które każdego dnia musiałam usłyszeć minimum 5 razy - dlaczego moja mama słucha radia?! ;_;) i cała ta komercyjna szopka doprowadzała mnie do porzygu. Jak dla mnie to święta przez takie coś tracą klimat, który i tak specjalnie mnie nie ruszał (klimat świąt to nic w porównaniu ze spacerami po lesie o zmroku XDD). No, ale teraz jeszcze tylko sylwester został i jestem u siebie. :> Nie lubię, jak rok się kończy, bo ostatnio każdy jest taki fajny, że aż żal rozpoczynać nowy. XDDD No ale, w 2015 też liczę na równie fajne sytuacje. Albo i lepsze. Szczęśliwego nowego roku! Do sylwestra na pewno mnie nie będzie. :D

Podzielę się jeszcze taką krótką i zupełnie niepasującą przekminą... Chyba oglądanie W11 od szóstego roku życia źle na mnie wpłynęło. Od pewnego czasu mam zamiar napisania czegoś lekkiego, obyczajowego, może lekko ocierającego się o komedię (czaję się do worda od momentu zakończenia NWB), ale wczoraj wpadłam na pomysł, jak by tu pięknie urozmaicić scenariusz wątkiem wymyślonym jakiś czas temu właściwie niewiadomopoco, żeby było więcej grozy.
Czy wszystkie moje opowiadania naprawdę muszą się tak kończyć? ;_; XDD

Kończąc, ponawiam prośbę o jakieś propozycje postów (byle nie żadne rodzinki). Myślałam o zrobieniu serii zdjęć z jakimiś downloadami tematycznymi - moje zdjęcia i linki do pobrania rzeczy z internetu. Tyle, że to wymyśliłam już dawno, a teraz robienie czegoś takiego mija się z celem, bo większość czytelników bloga nie używa CC (tak mi się przynajmniej wydaje).
Nowszym pomysłem było coś typu "zadajcie jakieś pytanka", a ja odpowiedziałabym na nie z pasującymi do każdego tematu zdjęciami z simsów. Jednak to też póki co nie ma prawa bytu, bo im bardziej jest się anonimowym, tym fajniej. XDDD Chyba, że jakieś neutralne pytania. Nieważne, może kiedyś.

Jeszcze jedno. Możecie pobawić się w "znajdź różnice". ;)

PS. Aha, zapomniałabym. Muzyczkę wywaliłam, bo blogspot usunął mobilne wersje na komórkach i nie mogłam wejść na bloga z telefonu + zakładka z twórczością wyleciała, bo i tak była niepotrzebna.

sobota, 13 grudnia 2014

044|| Frustracja

Uwaga! To jest kolejny przegadany post. Osoby oporne na czytanie mogą pooglądać obrazki.

Opowiem Wam dziś historię mojego życia Coś Wam opowiem.
To był poniedziałkowy wieczór, pierwszy dzień grudnia. Siedziałam wtedy przy komputerze, jak zwykle koło godziny dwudziestej. Siedziałam i robiłam zdjęcia do szóstej części fotostory. Jak zawsze szło cholernie nudno i męcząco, lecz w pewnym momencie miałam dość jak nigdy. Wtedy wpadła mi do głowy jedna myśl - do czego to wszystko doprowadzi? (Jak podejrzewałam, to jest tekst z "Fistaszków". Przyplątał się we właściwym momencie).
Miałam ambicję dokończenia historyjki, bo doskonale pamiętam, jak bardzo się nią kiedyś jarałam i tak dalej. Pamiętam jak myślałam, że będzie fajnie kiedy już napiszę wszystkie odcinki tworzące spójną całość. Dlatego też pod koniec listopada tego roku postanowiłam rozpocząć wyzwanie napisania wszystkich części jedna po drugiej. Później jednak, tamtego grudniowego wieczora dwa tygodnie temu, kiedy z sekundy na sekundę coraz bardziej odechciewało mi się czegokolwiek, wyobraziłam sobie na dłuższą chwilę jedną sytuację: co by było, gdybym jednak zdecydowała się dalej w to nie bawić. Wizja ta była taka wspaniała, taka piękna, taka zajedwabista, że... postanowiłam wcielić ją w życie od zaraz. Natychmiast wyłączyłam komputer i poszłam kurować nabyty podczas kminienia jak zrobić poszczególne zdjęcia ból głowy, a kiedy myślałam jak zatytułować notkę w której napiszę "ludzie, mam dość", nasuwało mi się jedno jedyne słowo - frustracja.
Następnego dnia, gdy nauczyłam się już od nowa myśleć, doszłam do wniosku, że to była najlepsza decyzja, jaką mogłam podjąć. Składa się na to kilka następujących czynników:
- pisanie tego fotostory dalej byłoby czymś robionym na siłę, a przecież "dobra sztuka nigdy nie powstaje z wysiłku i zmuszania się". Skończenie historyjki "na szybko" jeszcze bardziej obniżyłoby i tak niski jej poziom - całość jest dość słaba...
- ...i nie odpowiada mojemu obecnemu stylowi ani upodobaniom. W kryminałach nie siedzę już od dłuższego czasu. Nadal uwielbiam CSI i podobne seriale, ale niestety nie mam kiedy ich oglądać,
- cały czas miałam wrażenie, że marnuję czas na coś, z czego nie będzie żadnego pożytku i czego prawie nikt nie komentuje (nie żebym była osobą, której zależy tylko na komentarzach, ale jakbym miała więcej czytelników to chciałoby mi się bardziej pisać - bo miałabym dla kogo),
- całość mi zbrzydła i się znudziła tak bardzo, że nie wyrażę słowami. Doszło do tego, że z całego fotostory lubię tylko Lucy i tajemniczego włamywacza z końcówki czwartej części, bo jedynie oni występowali tak mało, że nadal przypominają mi te fantastyczne szkice postaci wymyślane za legendarnego czerwca bieżącego roku.
Chyba to tyle, chociaż o czymś jeszcze pewnie zapomniałam. Hm, tak naprawdę to to opowiadanie kojarzy mi się bardzo dobrze - w końcu to na nim nauczyłam się lepiej pisać no i ach, przypomina mi o wspaniałych czasach. Dlatego lepiej zakończyć to teraz i zostawić sobie dobre wspomnienia, niż zmuszać się do czegoś i i tak nie być z tego zadowolonym. Mogę jedynie żałować, że nie napisałam więcej za czasów kiedy mi się chciało, no ale co mogę poradzić, skoro miałam wtedy kijowe tempo.
Wierzcie mi, jestem osobą bardzo zdecydowaną i często dość upartą, ale w tej sytuacji dobrze było zmienić zdanie ten jeszcze jeden raz. Kiedyś może wezmę się za pisanie NWB od nowa, ale zmianie będzie musiało ulec z 70% fabuły. Poza tym na pewno nie zrobię tego w formie fotostory, a jeśli w ogóle zrobię, to może za kilka lat, bo póki co mam dość tej historii (spostrzegawczy zauważą, że ani razu nie napisałam w tej notce pełnego tytułu. Nie przechodzi mi on przez klawiaturę).

Korzystając ze sposobności - co dalej?
Idąc za ciosem doszłam do wniosku, że wstawianie na tym blogu szczególnie wypracowanych postów mija się z celem. Chociażby takie moje relacje z TS2 czy właściwie wszystkie inne posty, gdzie ilość komentarzy była taka że hohohohohohohohohoho. Pisałam już - nie dbam o fejm i tego typu rzeczy, ale jeśli robię coś głównie po to, żeby inni czytali i podzielili się swoją opinią a dostaję góra trzy komentarze - sorry, sensu to nie ma. Jak nawet za początków ten blog miał więcej komentarzy, WTF.
Poza tym szkoda, że licznik odwiedzin wskazuje ile wskazuje, komentuję wiele simowych blogów, ale żeby ktoś się odwdzięczył to nie. Wiem, niektórzy piszą posty ale nie mają czasu zajrzeć do innych, ale w zasadzie to chodziło mi o odmienne przykłady... Ech, nieważne. Nie lubię takiego wytykania publicznie co kto robi nie tak, poza tym to brzmi jakbym miała o coś ból dupy... a nie mam.

Reasumując - obecnie bardziej interesuje mnie siedzenie na simblrze, tam zawsze coś się dzieje. Tutaj więc pewnie będą leciały jakieś sesje czy losowe zdjęcia z mojego simblra połączone z laniem wody (przykład: właśnie czytasz). Czasem myślę, że dobrą pracą byłoby dla mnie pisanie felietonów do gazet. Co jak co - mówię mało, myślę dużo, a myślenie przekłada się na pisanie.
Swoją drogą - chyba nigdy nie byłam aż taką fanką simsów, żeby pisać bloga o tej grze. Po prostu lubię grać i robić zdjęcia, ale miłością tego nie nazwę. Tutaj jestem tylko dlatego, że zaprosiła mnie ajditia, i naprawdę miło mi się korzysta z tego zaproszenia. :3 Na simblrze za to fajnie bo tam nacisk idzie na sesje, można pooglądać ładne zdjęcia, to mi się podoba. No i mogę sobie z obcokrajowcami pogadać.

Jest jeszcze parę rzeczy, które chciałabym tu wysmarować, ale może już sobie daruję - to i tak nic ważnego. Tylko jeszcze dodam, że proszę o propozycje jakichś oryginalnych postów, a nuż skorzystam (mile widziane takie, w których mogłabym dużo pisać, wiecie) + wymyśliłam sobie minikonkurs (dużego nie ma sensu robić ;p). A mianowicie kto pokrótce napisze, co jego zdaniem działoby się w fotostory gdyby było kontynuowane i będzie najbliżej wymyślonego przeze mnie scenariusza dostanie medal z ziemniaka na pewno coś dostanie w nagrodę. :>

To niestety jeszcze nie koniec
Dziś "urodziny" Julie Campbell, simki, która była kiedyś na nagłówku. Stworzyłam ją równy rok temu! :D Genialnie się nią grało, muszę do tego wrócić.
Tak też czasem myślę... może by zmienić nick? Pewnie i tak tego nie zrobię, aleee. Zmiana by się przydała, Dajaną i tak jestem w wielu miejscach, tu dla odmiany mogłoby być jakoś inaczej. :> Poza tym końcówka ukradziona od Stelli z CSI: NY mnie irytuje, ale cóż, bezlitosne Google+ żądało nazwiska...

Stop it, please.
Niech będzie, kończę. Życzę wszystkim wesołych świąt, na wypadek jakby mnie tu nie było do wigilii. ;) Do osób, które przeczytały całość - jesteście hardkorami. ;] <3

sobota, 29 listopada 2014

043|| No Way Back - odcinek 5 "Lucy Lee"

Cześć. :3
W poprzedniej notce rozpisałam pokrótce swoje rozmyślania na temat fotostory. Pisać czy nie pisać - oto jest pytanie. W tym tygodniu trochę od niechcenia zabrałam się za robienie zdjęć - skończyłam po dwóch dniach. Przepuszczenie ich przez moją bezlitosną fotoszopę zajęło jeden dzień, napisanie tekstu - kolejne dwa dni. Czyli wychodzi na to, że jeśli porządnie się wezmę do roboty, zapomnę na czas pracy o internetach i wszelakich rozpraszaczach, odpalę grę z pieśnią bojową na ustach itd., mogę w krótkim czasie zrobić całkiem niezły odcinek. Niezły - zarówno co do fotek, jak i tekstu.
Postaram się skończyć to fotostory. Osobiście nie trawię, kiedy czytam jakieś opowiadanie i okazuje się, że zostało urwane w połowie - sama więc nie chciałabym tak robić. A jeśli wychodzi na to, że wyćwiczyłam się w szybkim pisaniu (w końcu wysmarowałam 27 stron jednego rozdziału pewnego opowiadania w dwa tygodnie w październiku tego roku - deal with it), to i szybko skończę tę historyjkę. No właśnie, pisałam już, chcę szybko skończyć a potem zająć się czymś innym, bo pomysłów w cholerę, a każdy kolejny jeszcze durniejszy ciekawszy. Daję sobie czas na dokończenie No Way Back do końca czerwca 2015, ale czuję, że jak się postaram to może do marca ogarnę (ostatni odcinek na rocznicę - to byłoby coś!). Póki co zrobiłam sobie tabelkę, która ma być dodatkową motywacją do pisania - daję sobie punkty za jakość odcinka, czas pracy i inne pierdoły, później będę podliczać i się jarać. XDDDD
Wiem, że akcja w tym fotostory idzie bardzo szybko, ale początek spieprzyłam jak jeszcze nie do końca dobrze pisałam, a teraz szczególnie mi nie zależy - robię to trochę na zasadzie "luźnego opowiadania". Oddaję więc do oceny piątą część, proszę o komentarze i zwrócenie mi uwagi na jakieś poważniejsze błędy (jeśli będą, a być mogą). Odcinek dość krótki, życzę miłego czytania tegoż tworu pseduoliterackiego. :]
Linki do wszystkich odcinków i prologu można znaleźć tutaj.
  
_______________
 
No Way Back
Odcinek 5 - Lucy Lee


Nowy dzień w Holywood wyglądał niemal tak samo, jak każdy poprzedni. Miasto było skąpane w słońcu, powietrze przyjemnie ciepłe, acz nie gorące; równo przystrzyżone źdźbła trawy uginały się pod delikatnymi powiewami wiatru a fasada domu Jennifer cały czas miała identyczny, słonecznie żółty kolor. Niektórzy powiedzieliby „sielanka”, inni – „nuda”. A co sądziła o tym panienka Forester?

Kolejny raz spojrzała przez okno. Zatrzymała na chwilę wzrok na falującej w basenie wodzie, po czym machnęła ręką, jakoby ten gest miał doprowadzić ją do porządku. Przecież doskonale wiedziała, że nie ma czasu na zamyślanie się. Za pół godziny miała zobaczyć się z Austinem w innej części miasta.
„Ciekawe, czy w ogóle przyjdzie… Ach, nieważne, co mogę na to poradzić” – pomyślała, po czym pewnym krokiem ruszyła w stronę wyjścia.
 
***
- Cześć, Jennifer! Myślałem, że już cię nie będzie!
Gdy tylko postać dziewczyny w długiej, letniej sukience wyłoniła się zza rogu kawiarni, od razu powitał ją siedzący przy stoliku blondyn. Uśmiechnął się słodko niczym dzieciak, co nieco zirytowało rudowłosą – w końcu miała zamiar przeprowadzić rozmowę dość poważną.
- Hej – przywitała się sucho i usiadła na krześle obok kolegi. W myślach kolejny raz skrytykowała jego wiecznie rozmarzone spojrzenie, jakby lekko oderwane od rzeczywistości.
- Co tam? – zapytał.
Kobieta przewróciła oczami.
- U mnie w porządku – odrzekła z wyczuwalnym sarkazmem. – A jak u ciebie? Jak idzie robienie kariery?
- Nieźle, w tym słynnym uniwersytecie w Miami potrafią wiele nauczyć. – Po wypowiedzeniu owych słów zapatrzył się gdzieś w dal i przygryzł wargę.
- Ziemia do Austina Rogersa, halo, jesteś tu? – Jennifer przerwała ciszę i pomachała do kolegi. On po chwili się ocknął i odrzekł:
- Jasne, jasne. Chciałem tylko coś powiedzieć, właśnie się zastanawiałem, jak mam to ubrać w słowa…
- Po prostu mów.
- Okej, spróbuję – przerwał na chwilę - Wiem, że powinienem wcześniej zapytać o zgodę, ale… przyprowadziłem tu ze sobą przyjaciółkę.
Forester przez chwilę przyswajała tę informację, zastanawiając się, czy aby na pewno dobrze usłyszała.
- W takim razie ja stąd spadam.
- Nie, zaczekaj! Już idzie!
Jennifer odwróciła się w tą samą stronę, w którą patrzył Austin. Ujrzała wychodzącą z kawiarni piękną dziewczynę, ubraną w czerwoną koszulę w kratę oraz czarne spodnie; jej krótkie włosy miały idealnie hebanowy odcień, a oczy były tak cudownie niebieskie jak niebo nad Florydą.
- Trochę długo to trwało, jakiś gość przede mną miał problem z płatnością kartą – przemówiła ciepłym, łagodnym głosem. – O, widzę, że przyszła już ta twoja znajoma? – Tu spojrzała na czerwonowłosą.
Forester w tej chwili zapomniała już o swoim prawie zrealizowanym zamiarze szybkiej ucieczki. Nie chciała zawierać nowych znajomości z obcymi osobami, nawet tajni agenci przestrzegali ją przed tym; teraz jednak było już za późno. Zdecydowała się zostać i udawać miłą, zwykłą dziewczynę, a po tym spotkaniu poważnie porozmawiać z Rogersem.
Niebieskooka postać zajęła trzecie krzesło przy stoliku, naprzeciwko blondyna.

- Tak, to jest właśnie… – zaczął.
- …Carla. – Jennifer przerwała Austinowi. Wolała przedstawić się sama.
Młody student na początku sprawiał wrażenie zdezorientowanego, ale po chwili sobie przypomniał, że podczas przypadkowego spotkania wtedy też przedstawiła się jako Carla. Doszedł więc do wniosku, że coś w tym musi być, i postanowił nazywać koleżankę fałszywym imieniem – przynajmniej dopóki nie dowie się, o co w tym wszystkim chodzi.
- Lucy Lee, miło mi. – Badawczo przyjrzała się swojej rozmówczyni. – Ja za niedługo już idę, wcześniej przyszłam tutaj z Austinem i zamówiliśmy sobie po kawie. Za godzinę muszę być w pracy, chciałam jednak zostać na kilka minut i się z tobą zapoznać. Austin trochę mi o tobie opowiadał.
- Co opowiadał? – Ukradkiem posłała siedzącemu obok chłopakowi groźne spojrzenie.
- Podobno jesteście dawnymi przyjaciółmi z podstawówki, spotkaliście się kilka dni temu. Później wymieniliście się numerami telefonów, a on – tu zerknęła na blondyna w niebieskiej bluzie – nawet nie pamiętał twojego imienia – zaśmiała się.
- Taa, właśnie tak to było. – Jennifer odetchnęła z ulgą. Na szczęście okazało się, że jej przyjaciel miał wystarczająco rozumu, by nie paplać naokoło całej prawdy.
- Lucy pracuje w aptece na obrzeżach Miami, jest farmaceutką. Poznaliśmy się kilka miesięcy temu przez internet, opowiedziałem jej, że chcę się dostać do Międzynarodowego Uniwersytetu Sztuki i Projektowania… pomogła mi się tam załapać i znaleźć ładne mieszkanie w Hollywood, jest taniej a i tak dość blisko. – W nieco chaotyczny sposób streścił historię ich znajomości.
- Moja ciocia pracuje w tamtym uniwersytecie… Tylko nie mów nikomu – uśmiechnęła się Lucy.
Forester kolejny raz zwątpiła. Nie miała zielonego pojęcia, że Austin pisze z jakąś dziewczyną z miasta oddalonego o wiele kilometrów, nie wiedziała, że to właśnie ona pomogła mu się dostać na wymarzoną uczelnię. Jakim trzeba być naiwniakiem, żeby aż tak spoufalać się z osobą poznaną kilka miesięcy temu w sieci?
- Jak ci się podoba praca aptekarki? – wypaliła bez większego zastanowienia, tylko po to, aby jakoś podtrzymać rozmowę.
- Nie wiem, jak mają inni, ale w moim przypadku… żyć, nie umierać – uśmiechnęła się promiennie. – Lubię swój zawód, naprawdę. Spokojne zajęcie, a i kasy jest sporo. A ty gdzieś pracujesz?
- Ja?... – rzekła odruchowo, by zyskać na czasie. – Mieszkam w Hollywood od niedawna, wcześniej byłam w Chicago – wymieniła pierwsze lepsze miasto, jakie wpadło jej na myśl, nie pamiętając tego, że właśnie tam mieści się siedziba tajnej agencji. – Pracowałam w bibliotece, ale jakiś czas temu zmarła moja babcia i przypadł mi w spadku dom tutaj. Przeprowadziłam się więc, na razie mam z czego żyć i powoli rozglądam się za jakimś zajęciem. – Sama była pod wrażeniem swoich nowoodkrytych umiejętności skutecznego mydlenia ludziom oczu.
- Myślałam, że jeszcze studiujesz. Młodo wyglądasz.
- Dzięki. Tak naprawdę to już dwa lata temu skończyłam kierunek związany z językoznawstwem. Nie chodziłam do jednej klasy z Austinem, jestem od niego trochę starsza.
Lucy przytaknęła kiwnięciem głowy, po czym powiedziała, że musi już iść. Pożegnała się ze wszystkimi i odeszła.
Jennifer natomiast przesiadła się na krzesło naprzeciwko Austina (tam, gdzie wcześniej siedziała Lee) i spojrzała na niego karcąco.
- Co to miało być? – powiedziała, a napotykając niepewny wzrok kolegi dodała: - Czemu bez mojej wiedzy przyprowadzasz jakieś swoje przyjaciółki? Mieliśmy porozmawiać sami, chyba wiesz, jaka jest sytuacja…
- Raczej nie. Wiem tyle, że zabili Iana, a później zwiałaś. Ach tak, no i używasz jakiegoś dziwnego imienia. Carol?...
- Carla.
- Jedno i to samo. – Wzruszył ramionami. – Ale nieważne… Powiedz, jak życie? Co naprawdę teraz robisz?
- Ukrywam się. Razem z Ianem naraziliśmy się dziwnym ludziom, wolałam wyjechać. I nie pytaj o więcej, wolisz nie wiedzieć. Dziś chciałam tylko sobie z tobą wyjaśnić, dlaczego jesteś akurat w Hollywood, ale teraz już wszystko jest jasne.
- Będziemy się jeszcze czasem spotykać, prawda? – Zmienił temat. – Mogłabyś zaprzyjaźnić się z Lucy, to naprawdę wspaniała osoba. Kumplowalibyśmy się we trójkę, byłoby prawie jak kiedyś – rzekł rozentuzjazmowany.

Jennifer jedynie pokręciła z niedowierzaniem głową i odpowiedziała:
- Wiesz, nawet jeśli ta twoja aptekarka naprawdę jest taka genialna, to i tak raczej nie zastąpi mi Gwen i Iana. Rozumiem, że chciałbyś zapomnieć, ale to lekka przesada.
- Nie, to nie tak, trochę źle się wyraziłem – wymamrotał zmieszany. – Z Gwen nadal czasem rozmawiam, a Iana będę pamiętał… tylko po co się użalać nad przeszłością? Teraz i tak nie ma odwrotu, a uważam, że byłoby fajnie, gdybyśmy trzymali się razem z Lucy we trójkę. Póki co kupiła naszą bajeczkę, może kiedyś wyjaśnisz jej prawdę.
- Wolałabym nie wdawać się w nowe znajomości, ale obiecuję jeszcze to przemyśleć-
Wypowiedź młodej Forester przerwał dzwonek jej telefonu. Wyjęła komórkę zza paska sukienki. Na wyświetlaczu widniał numer telefonu Andersona.
Jennifer przełknęła głośno ślinę, przeprosiła na chwilę Austina z udawanym spokojem w głosie, po czym wstała od stołu i oddaliła się o kilka metrów, aby mieć pewność, że nikt nie będzie słyszał jej rozmowy.
- Tak? – Po odebraniu połączenia nie zdołała wydusić z siebie ani słowa więcej.
- Jest ważna sprawa, musimy się spotkać w Hotelu Florida.
Hotel Florida oznaczał jedno – siedziba tajnej agencji. Lance i Serena często jednak używali oryginalnej nazwy opuszczonego budynku, w którym mieściła się wspomniana placówka.
- Coś się stało?
- To długa historia. Przyjadę po ciebie na Hollywood Boulevard, czekaj obok komisariatu policji. Jesteś niedaleko, nie?
- Chyba tak… - Więcej powiedzieć nie zdążyła. Jej rozmówca rozłączył się.
Jennifer nawet nie zastanawiała się, skąd Lance wiedział, gdzie właśnie była. Przyzwyczaiła się już do tego, że oni wiedzą wszystko.
Pozostało tylko wrócić do Austina i wytłumaczyć mu, że na dzisiaj koniec spotkania.

wtorek, 25 listopada 2014

042||

Witam witam.
Tyle mam do napisania, że nie wiem, od czego zacząć. Tak, dziś kolejny wpis z serii "moje przekminy". Cóż, po prostu lubię napieprzać w klawiaturę, nawet, jeśli nie ma w tym najmniejszego sensu. XDD A tam, może ktoś przeczyta.
Zainstalowałam sobie niedawno The Sims 3 z całą masą syfu zwanego CC. Grać jeszcze nie grałam, ale będę. Tylko nie wiem, czy zdecyduję się wstawiać zdjęcia z trójki w taki sposób, jak te dwójkowe – mam dziwne wrażenie, że nikomu nie chce się tego oglądać. Nowych zdjęć z TS2 też mam już sporo, ale nie póki co nie wstawiam.
No właśnie, teraz mam już trzecią odsłonę simsów gotową do odpalenia w każdej chwili… co z fotostory? Hm, pisać to ja lubię, ale robienie zdjęć w grze momentami doprowadza mnie do szału – nic, tylko wyłączyć komputer, usiąść jak najdalej w kącie i się schować. O.o Tylko tak się wydaje, że to miłe zajęcie, włączasz grę i cykasz foteczki… W rzeczywistości trzeba zadbać o odpowiednie pozy, dodatki z internetu, wygląd pomieszczeń, kadrowanie, ustawienie simów (najgorsze!). Wymieniać dalej?  Robienie sesji w grze lubię, ale zdjęcia do opowiadań to coś skrajnie innego.
Z drugiej strony – jak wyglądałoby No Way Back bez zdjęć? To też nie wchodzi w grę. Nie ukrywam, że to opowiadanie zdążyło mi się po części znudzić, a przez ten prawie rok pisania różnych rzeczy wyrobiłam sobie nieco inny styl. Mnóstwo błędów widzę w tych pierwszych częściach, a sorry, MNÓSTWO. Poza tym aktualnie mam natchnienie (o ile można tak to nazwać) do pisania (i czytania też!) idiotycznych opowiadań. Wiecie, występują przeważnie ludzie dorośli zachowujący się jak dzieci + wszyscy stoją ponad prawem + pojawiają się wątki wszelakiego pochodzenia, tzn. trochę z normalnego życia, chwilę później coś niczym z kryminału, potem może nawet fantasy. Ostatnio znalazłam coś w tym stylu na internecie – tak głupie, że aż zwijam się po podłodze ze śmiechu. XDDD Kij, że ostatnio autorzy nieco zryli fabułę, może zdąży się jeszcze zrobić klimacik jak wcześniej.
Ale zaraz, ja nie o tym. XD O moim fotostory pisałam. Nie wiem, co mam z nim zrobić. Chciałabym dokończyć, wyliczyłam, że około 10 odcinków mi zostało do napisania. Właśnie, napisać to ja bym sobie mogła to w miesiąc (10 odcinków = jakieś 40-50 wordowych stron. Jeśli 27 dałam radę napisać w dwa tygodnie, to chyba bym ogarnęła), ale te zdjęcia… Nieco mi psują zabawę. Przerabianie fotek w fotoszopie jest całkiem spoko, robienie ich w grze – nie. Przez to czasem mam ochotę rzucić to fotostory w cholerę, ale głupio by mi było.
Myślałam też o robieniu odcinków tylko wtedy, kiedy będzie mi się naprawdę bardzo chciało. Tym sposobem może raz na 2,5 miesiąca coś by było. Po chwili dotarło do mnie jedno – te pięć wrzuconych już części pisałam przez prawie rok. Jeśli zostało mi jeszcze 10 odcinków, to policzcie sobie, ile jeszcze będę w tym grzęznąć idąc dalej tym schematem. Doszłam więc do jednego wniosku – albo szybko, albo wcale. Mam taki ambitny plan dokończenia tego opowiadania do czerwca 2015, ale nie wiem, czy dam radę. Musiałabym wstawiać ok. 2 odcinki miesięcznie. Możliwe? Chyba tak, znam osobę, która raz w tygodniu wstawiała odcinek długością podobny do mojego opowiadania na takie jedno forum do swojego tematu z fotostory. Zarówno tekst, jak i zdjęcia były na dość wysokim poziomie.
Teraz moje pytanie – ma ktoś pomysł, jak się tym zająć? Nie wiem, jakiś patent na uporządkowanie sobie pracy, coby to wszystko szło szybciej? Jestem zdesperowana. XDD

Swoją drogą, wreszcie odświeżyłam wygląd simblra i wrzucam tam coś raz na jakiś czas. Teraz mam w końcu HQ moda, grafika w grze wygląda wspaniale. <3 Zapraszam!

Miłego wieczoru! ^^

poniedziałek, 10 listopada 2014

041|| Relacje The Sims 2 (część 1)

Dobry wieczór.
W tym momencie piszę pierwszą notkę z nowego laptopa. Mam go już od... jakoś trzech tygodni. Sprawuje się bardzo dobrze. :] Może i poprzedni komputer na zawsze zostanie tym najbardziej legendarnym i chętnie bym go reanimowała XD, ale w tym wypadku zmiana była konieczna.
Tydzień temu pobrałam wreszcie Ultimate Collection. Wszystkie te dodatki odpalają się szybciej, niż sama podstawa na starym komputerze. Jak tylko pojawi się ekran ładowania, to pasek postępu od razu rusza. Miło, zwłaszcza, że u niektórych pełna kolekcja ponoć potrafi odpalać się z kwadrans. I pewnie u mnie też by tak było, gdybym spróbowała zainstalować ją na starym laptopie.
The Sims 3 zamierzałam wgrać sobie jakoś teraz - w końcu długi weekend, a ja wolę instalować gry koło południa niż wieczorem. Wyszło jednak na to, że w ten długi weekend się za wiele w domu nie nabyłam i jutro też się nie nabędę. Tak więc spróbuję znaleźć czas na TS3 w przyszłą sobotę, a jak nie to trudno, zasiądzie się przy tym któregoś wieczora. ;p
W dwójkę zdążyłam już sporo pograć. Bawię się tak dobrze, jak dawno temu. :D Fajnie dostać wszystkie dodatki za free!
Dziś wstawię to, co obiecałam - historie simowych rodzin opowiedziane mniej standardowo. Po prostu wolę dużo pisać i streszczać wydarzenia, niż tylko podpisywać screeny robione co kilka sekund w grze. Po części inspirowane moim ulubionym tematem na starym, dobrym forum o grze.
Ostrzegam, że jest sporo tekstu i akcja idzie dość szybko. W końcu to streszczenie...

Obrazek sklecony w minutę na zasadzie "żeby był". Już nie lubię bawić się w grafikę o małej rozdzielczości.

Kiedy po raz pierwszy uruchomiłam grę, zastałam w niej wiele ciekawych rzeczy, których jednak wolałabym nie widzieć - podobnie jak wiele osób grających w UC z Origina. Cóż, na nowszych kompach dwójka lubi odstawiać różne cyrki. W moim przypadku była to rozmyta trawa w widoku otoczenia, brak wygładzania krawędzi i migająca grafika. Te dwie pierwsze rzeczy byłam w stanie ścierpieć, ale jak zobaczyłam szerokie pasy trawy nakładające się na wszystko... wyłączyłam komputer i poszłam oglądać telewizję. Już nie miałam siły bawić się w naprawianie.
Następnego dnia natomiast napisałam do pewnego znajomego. Podpowiedział mi, żeby zainstalować program o nazwie Graphic Rules Maker i pomógł mi ogarnąć ustawienia, coby nie doprowadzić do wybuchu nowego laptopa. Na szczęście nic się nie stało, a gra zaczęła działać jak powinna.
Pierwszy screen, bo jakoś musiałam tamtą radochę wyrazić XD:
Tu podrasowałam kolory, ale na reszcie zdjęć będą one normalne. Prędzej bym się pochlastała, niż bawiła w koloryzowanie każdej fotki z osobna. ;)

Pierwsze, co zrobiłam później - ściągnęłam defaulty oczu i skinów. Papierowym teksturom maxisa już dziękujemy.
Siostry Kaliente prezentują się trochę dziwnie - ten trzeci odcień jest stanowczo za ciemny. O ile na niektórych simach dobrze to wygląda, to na nich raczej nie. Rozważałam pobranie innego zestawu skinów, ale na razie tak to zostawiłam.
Swoją drogą, Morti naprawdę wyładniał. :33

Jak już wgrałam wszystkie warte uwagi CC (połowa mojej kolekcji poszła do wywalenia, bo była thesimsresource'owym syfem wyglądającym jak pierwsze próby tworzenia nieoficjalnych dodatków w 2005 roku), chciałam szybko zacząć grę. Poszłam na łatwiznę - zainstalowałam Andy'ego, Lauren i Nelly, po czym wprowadziłam ich do jednego z gotowych domów w Miłowie. A, no i jeszcze Lidię - kotkę Lauren - zrobiłam, o Biszkopcie zapomniałam, ale nie ubolewam; nie zmieściłby się z nimi wszystkimi.
Salut!
Wygląda, jakby chciała mu przywalić
Kojarzycie, nie? Lauren to ta blondyna, Nelly się odwróciła, a Andy to Andy. :>
Nelly ma (i miała wcześniej) aspirację romansowania, Lauren ma aspirację poszukiwania przyjemności (bo chciałam ją przetestować jako nową, wcześniej chyba bogactwo miała), Andy ma pragnienie stworzenia rodziny (było to samo/popularność. Nie chce mi się sprawdzać).

Pan Johnson oświadczył się Nelly w niezwykle romantycznej atmosferze, jaka panowała w kuchni. Z tyłu niewzruszona Lauren w piżamie pije sok, jeszcze dalej widzimy kotka.
Uprzedzałam, że będzie szybko
Wkrótce (czyt. dwa dni później) odbył się ślub.
Niektórych za bardzo poniosła atmosfera
Dina tańczyła z Mortimerem :>
Ktoś wątpił?
Nadmienię jeszcze, że kotka Lidia pracuje chyba w szołbiznesie, anyway, coś w ten deseń. No i Nelly jest stroicielką fortepianów, reszta rodziny się obija.

Wracając do tematu - dzień po ślubie Johnsonowie wyjechali na trzydniowe wakacje na Wyspę Twikkii.
Chyba nie muszę tłumaczyć, dlaczego roboczy tytuł tego zdjęcia brzmiał "wtfface"
Andy się trochę opalił

Niewiele zobaczyli podczas tego wyjazdu - cóż, trzy dni to niezbyt wiele. Następnym razem pojedzie się na dłużej, za pierwszym razem chciałam tak tylko "na próbę". Zresztą w Miłowie jest ciekawiej...
Tak się wynosi śmieci w słoneczny dzień.
Jakaś laska - Calista Farciarz - przyszła na parcelę. Spodobała mi się jej stylówa, no to Lauren poszła do niej zagadać. Po przywitaniu tamta od razu ją przytuliła. :D
Dziewczyny bardzo dobrze się za sobą dogadywały. Miały też wspólne hobby - sztukę.
Tatuaże!
Następnego dnia, kiedy Nelly była w pracy, Lauren i Andy postanowili wybrać się na miasto. Chłopak kupił sobie MP3 w pierwszym odwiedzonym sklepie i dostał 500 punktów za spełnienie pragnienia.
KOCHAM. TO. ZDJĘCIE. <33
 Kiedy nieco zgłodnieli, wybrali się do baru. Kotlety zamówili. :')
Wspólne zdjęcia w budce
Powiem Wam, że za Andym ogląda się dużo simek. Podczas obiadu w restauracji jakieś dwie ciągle stały przy stoliku i próbowały do niego zagadywać. O.o Jedna z nich zaproponowała mu pracę! Przyjęłam propozycję, a co.
Późnym wieczorem zahaczyli jeszcze o klub "Mroczna Krypta". Jak sama nazwa wskazuje - było dużo emodzieci i innych tego typu. Wampirów o dziwo nie uświadczyłam... a przecież po to tam poszłam. XD
Oboje wrócili do domu tak zmęczeni, że od razu poszli lulu. :D

A Nelly? Nelly jest w ciąży. Uprzedzałam, że wszystko będzie szło szybko. ;)
Przesłodko <3
 Lauren Brooks i Calista Farciarz stały się BFF. :>
Kilka dni później - już zimą, ale taką ze śniegiem! - urodził się Josh Johnson. Imię wpisałam pierwsze lepsze, jakie mi do głowy wpadło.
W skrócie - oczy po mamusi, skin chyba też, kolor włosów po tacie.
Nie lubię dzieci, ale simowe są znośne. I szybko dorastają. :>
Zaraz potem Lauren obwieściła domownikom, że się wyprowadza. Ten dom był przymały dla trójki simów, dla czwórki by się nie nadawał.
~~~

Na simblra wrzucać będę to samo, tylko podzielone na mniejsze części. A taką porządną reaktywację ze zmianą szablonu na wspomnianej stronce planuję po zainstalowaniu TS3, bo chcę zrobić simkę na obrazek w layoucie czy jak to się zwie.
Podobnie będę opowiadać o rodzinach z The Sims 3. Oprócz tego planuję - ale to tylko na etapie planowania - może jakiś konkurs (brałby ktoś udział? Najprawdopodobniej związany z sesjami/tworzeniem simów, budowanie i pisanie odpadają od razu), może sesję (cholernie kusi mnie odwzorowanie w grze takiego jednego zdjęcia, którym się jaram od soboty XD, ale będzie problem ze znalezieniem odpowiednich CC), i może jeszcze takie jedno sesjopodobne coś - niech szczegóły zostaną tajemnicą. :> No Way Back będzie, rzecz jasna, kontynuowane.
No, to na dziś tyle. Sporo się upisałam. XDD Mam nadzieję, że się podobało, tymczasem idę porobić sobie jakąś grafikę. Pograłabym dalej, ale że koło dwudziestej pierwszej zwykle włączam komputer... XD
Zarzucam na koniec tapetą, którą zrobiłam jakieś dwa tygodnie temu, kiedy simsów jeszcze nie miałam, a na myśl o Wordzie robiło mi się słabo. Kto pamięta Katharinę Rautenberg? :)