NASZE MIASTO
20.04.1986 r.
Drogi Juriju Nikołajewiczu!
Myślałam, że już nie doczekam się
odpowiedzi od Ciebie. Nie pisałeś całe trzy miesiące! Powinnam się obrazić,
jednak zbytnio ucieszyłam się na Twoją wiadomość i teraz nie potrafię się
gniewać. Byłam tak podekscytowana, gdy zobaczyłam Twoje pismo na kopercie, że
zaraz ją brutalnie rozerwałam, aż sam list trochę ucierpiał (ale pozostał w
jednym kawałku).
Cieszę
się niesamowicie, że rzucasz pracę w Kijowie i wracasz! To znaczy, jestem tym
trochę zaniepokojona – czy przemyślałeś tę decyzję dobrze? No, ale spójrzmy
prawdzie w oczy, nawet jeśli Twój wybór jest godny szaleńca, cieszę się.
Tęskniłam za Tobą, najlepszy sąsiedzie! Odkąd wyjechałeś, nie mam z kim grać w
karty ani chodzić po zakupy. Bez Ciebie okropnie nudno w naszym bloku, bo choćby
coś się działo, to i tak nie mam z kim tego obśmiać.
Jak już
przy tym jestem, to może streszczę, co się ostatnio wydarzyło w okolicy. Wiem,
nagadamy się dość, kiedy przyjedziesz (to już za tydzień, naprawdę, Juri? Nie
żartujesz sobie ze mnie?), ale skoro zaczęłam pisać, to nakreślę Ci obecną sytuację.
Żebyś wiedział, co zastaniesz.
Pamiętasz
sąsiada z parteru? Ach, no jak miałbyś nie pamiętać Woronowa! Głupio pytam. Zawsze
pożyczał od Ciebie pieniądze i nigdy nie oddawał, ale były to niskie kwoty,
więc odpuszczałeś. Ha, ciekawe, ile w sumie przez to straciłeś. Obawiam się, że
niemało. Wracając do Woronowa – pije dalej, a jakże! Kiedy ostatnio widziałam
go trzeźwego? Na pewno nie wczoraj, kiedy kłócił się z sąsiadką zza ściany (tą niemiłą,
której nazwiska ciągle zapominam, wiesz). Akurat wychodziłam z domu, kiedy
nagle usłyszałam jakieś darcie na klatce schodowej. Właściwie to nie była
kłótnia, ta baba wrzeszczała na niego. Miała pretensje, że pod jej drzwiami
zostawił puste butelki po wódce. Jak go zwyzywała…! Ze śmiechu prawie spadłam
ze schodów, ale nie będę niczego cytować, bo jak się to powtarza, to to wcale
nie brzmi tak zabawnie.
Inna
rzecz jest taka, że zaginął chłopiec z klatki obok. Piętnastolatek, choć na
starszego wygląda. Ty go nie znasz, wprowadził się do nas po Twoim wyjeździe,
niedawno. Ach, jest synem tego małżeństwa, o którym Ci pisałam poprzednio, co
podejrzewałam, że żona bije męża. To jednak nieprawda, plotkę stworzyłam. Ciekawsze
podejrzenia co do nich mają natomiast podwórkowe babcie, z którymi lubiliśmy
czasem przesiadywać. Że oni mają niby konszachty z bandytami jakimiś. Nie
pamiętam już, jak to wykombinowały, ale to stek bzdur. Chociaż sprawa z
dzieciakiem jest zastanawiająca. Od czterech czy pięciu dni go nie ma, wyszedł
gdzieś i nie wrócił. Nie sądzę, by był typem zdolnym do ucieczki. To wygląda na
grubszą sprawę, kto wie… Muszę chyba mniej przebywać z tymi wszystkimi
okolicznymi plotkarami, bo przejmuję ich sposób myślenia (snucie podejrzeń) i
zachowania (stanie w oknie). A przecież mam tylko dwadzieścia dziewięć lat! Co
będę robić na starość?
Dobrze,
prawie trzydzieści mam. Szkoda się żegnać z dwójką na początku. Jeszcze kilka
dni zostało… O, zaraz po moich urodzinach przyjeżdżasz, teraz zdałam sobie
sprawę. Miło. Jeśli do tego czasu nie stwierdzisz, że nie zadajesz się z takimi
staruszkami jak ja, to pójdziemy sobie do parku, jak zwykle. Albo poszukamy
tego zaginionego chłopaka. Wiesz, że nawet ja trochę się za nim rozglądałam?
Próbowałam. Co prawda rozmawiałam z nim tylko raz i nic nie wiem o nim oprócz
tego, gdzie chodzi do szkoły, ale jakoś tak…
A skoro
już zapytałeś, co u mnie, to powiem jedno – nic nowego. Pracuję ciągle w tym
samym miejscu, piszę na maszynie. Chwilowo mam tego dość, w pokoju jest jeszcze
jedna pani, razem robimy okropny hałas. Metalowe czcionki bezlitośnie uderzają
o wałek przez kilka godzin dziennie, a ja już po paru minutach czuję się jak w
fabryce. Trach-trach-trach. Ciągle to słyszę. We śnie czasem widzę klawisze
mojej maszyny. Obłęd! Na szczęście do Ciebie mogę pisać ręcznie. Och, zostawmy
to. Nie będę się dodatkowo nakręcać. Co
innego Ci powiem, nie uwierzysz! Niektórzy nadal utrzymują, że zabiłam swojego
męża! Ha! Rozśmieszyło mnie to szczerze. Wyjaśniona sprawa sprzed dwóch lat, a
oni dalej… Już widzę Twoją minę w chwili, kiedy to czytasz! „Niektórzy?”,
zastanawiasz się pewnie. (Wyobraziłam sobie, jak to mówisz z tym Twoim
akcentem). Ale więcej już nie napiszę, bo to długa historia. Zresztą, jak
pewnie dawno zauważyłeś, lubię drażnić Twoją ciekawość. Cały czas będziesz się
zastanawiał nad sprawą, co, Juri? I dobrze, niech coś zajmie Twoje myśli.
Ostatnio zrobiłeś się taki zgorzkniały. Doceń to, co masz! Jutro możesz mieć
jeszcze mniej.
Kończy
mi się miejsce na kartce. Pozostało dodać, że czekam na Ciebie z
niecierpliwością!
Twoja
sąsiadka Walerija Walentinowna
PS.
Pogoda w Prypeci jest wspaniała, nasze miasto pięknie Cię powita.
Posłowie ;]
Pomysł na napisanie tego wpadł mi do głowy ponad miesiąc temu i od początku miało to być krótkie opowiadanie w takiej formie; o zrobieniu zdjęć zdecydowałam później. Polubiłam historię, którą dopisałam sobie do tego dalej w głowie, i to do tego stopnia, że doszłam do wniosku, iż nawet mogłabym to kontynuować! Niestety wszystko zależy od odzewu, a jak na razie wstawiłam to na dwa bliźniacze fora i widzę, że nie bardzo mam dla kogo pisać. Nie spodziewałam się niczego innego, ale jednak miało się ułamek nadziei ;> No nic, daję też tutaj. Dla odkurzenia bloga i żeby pokazać progres od czasów starych opowiastek. A kto wie, może jednak złoży się tak, że zawitam z ciągiem dalszym?