niedziela, 26 marca 2017

055|| "Nasze miasto" - jednoodcinkowe fotostory



NASZE MIASTO

 

 
20.04.1986 r.

Drogi Juriju Nikołajewiczu!

Myślałam, że już nie doczekam się odpowiedzi od Ciebie. Nie pisałeś całe trzy miesiące! Powinnam się obrazić, jednak zbytnio ucieszyłam się na Twoją wiadomość i teraz nie potrafię się gniewać. Byłam tak podekscytowana, gdy zobaczyłam Twoje pismo na kopercie, że zaraz ją brutalnie rozerwałam, aż sam list trochę ucierpiał (ale pozostał w jednym kawałku).

            Cieszę się niesamowicie, że rzucasz pracę w Kijowie i wracasz! To znaczy, jestem tym trochę zaniepokojona – czy przemyślałeś tę decyzję dobrze? No, ale spójrzmy prawdzie w oczy, nawet jeśli Twój wybór jest godny szaleńca, cieszę się. Tęskniłam za Tobą, najlepszy sąsiedzie! Odkąd wyjechałeś, nie mam z kim grać w karty ani chodzić po zakupy. Bez Ciebie okropnie nudno w naszym bloku, bo choćby coś się działo, to i tak nie mam z kim tego obśmiać.


        Jak już przy tym jestem, to może streszczę, co się ostatnio wydarzyło w okolicy. Wiem, nagadamy się dość, kiedy przyjedziesz (to już za tydzień, naprawdę, Juri? Nie żartujesz sobie ze mnie?), ale skoro zaczęłam pisać, to nakreślę Ci obecną sytuację. Żebyś wiedział, co zastaniesz.

         Pamiętasz sąsiada z parteru? Ach, no jak miałbyś nie pamiętać Woronowa! Głupio pytam. Zawsze pożyczał od Ciebie pieniądze i nigdy nie oddawał, ale były to niskie kwoty, więc odpuszczałeś. Ha, ciekawe, ile w sumie przez to straciłeś. Obawiam się, że niemało. Wracając do Woronowa – pije dalej, a jakże! Kiedy ostatnio widziałam go trzeźwego? Na pewno nie wczoraj, kiedy kłócił się z sąsiadką zza ściany (tą niemiłą, której nazwiska ciągle zapominam, wiesz). Akurat wychodziłam z domu, kiedy nagle usłyszałam jakieś darcie na klatce schodowej. Właściwie to nie była kłótnia, ta baba wrzeszczała na niego. Miała pretensje, że pod jej drzwiami zostawił puste butelki po wódce. Jak go zwyzywała…! Ze śmiechu prawie spadłam ze schodów, ale nie będę niczego cytować, bo jak się to powtarza, to to wcale nie brzmi tak zabawnie.

        Inna rzecz jest taka, że zaginął chłopiec z klatki obok. Piętnastolatek, choć na starszego wygląda. Ty go nie znasz, wprowadził się do nas po Twoim wyjeździe, niedawno. Ach, jest synem tego małżeństwa, o którym Ci pisałam poprzednio, co podejrzewałam, że żona bije męża. To jednak nieprawda, plotkę stworzyłam. Ciekawsze podejrzenia co do nich mają natomiast podwórkowe babcie, z którymi lubiliśmy czasem przesiadywać. Że oni mają niby konszachty z bandytami jakimiś. Nie pamiętam już, jak to wykombinowały, ale to stek bzdur. Chociaż sprawa z dzieciakiem jest zastanawiająca. Od czterech czy pięciu dni go nie ma, wyszedł gdzieś i nie wrócił. Nie sądzę, by był typem zdolnym do ucieczki. To wygląda na grubszą sprawę, kto wie… Muszę chyba mniej przebywać z tymi wszystkimi okolicznymi plotkarami, bo przejmuję ich sposób myślenia (snucie podejrzeń) i zachowania (stanie w oknie). A przecież mam tylko dwadzieścia dziewięć lat! Co będę robić na starość?

              Dobrze, prawie trzydzieści mam. Szkoda się żegnać z dwójką na początku. Jeszcze kilka dni zostało… O, zaraz po moich urodzinach przyjeżdżasz, teraz zdałam sobie sprawę. Miło. Jeśli do tego czasu nie stwierdzisz, że nie zadajesz się z takimi staruszkami jak ja, to pójdziemy sobie do parku, jak zwykle. Albo poszukamy tego zaginionego chłopaka. Wiesz, że nawet ja trochę się za nim rozglądałam? Próbowałam. Co prawda rozmawiałam z nim tylko raz i nic nie wiem o nim oprócz tego, gdzie chodzi do szkoły, ale jakoś tak…

           A skoro już zapytałeś, co u mnie, to powiem jedno – nic nowego. Pracuję ciągle w tym samym miejscu, piszę na maszynie. Chwilowo mam tego dość, w pokoju jest jeszcze jedna pani, razem robimy okropny hałas. Metalowe czcionki bezlitośnie uderzają o wałek przez kilka godzin dziennie, a ja już po paru minutach czuję się jak w fabryce. Trach-trach-trach. Ciągle to słyszę. We śnie czasem widzę klawisze mojej maszyny. Obłęd! Na szczęście do Ciebie mogę pisać ręcznie. Och, zostawmy to.  Nie będę się dodatkowo nakręcać. Co innego Ci powiem, nie uwierzysz! Niektórzy nadal utrzymują, że zabiłam swojego męża! Ha! Rozśmieszyło mnie to szczerze. Wyjaśniona sprawa sprzed dwóch lat, a oni dalej… Już widzę Twoją minę w chwili, kiedy to czytasz! „Niektórzy?”, zastanawiasz się pewnie. (Wyobraziłam sobie, jak to mówisz z tym Twoim akcentem). Ale więcej już nie napiszę, bo to długa historia. Zresztą, jak pewnie dawno zauważyłeś, lubię drażnić Twoją ciekawość. Cały czas będziesz się zastanawiał nad sprawą, co, Juri? I dobrze, niech coś zajmie Twoje myśli. Ostatnio zrobiłeś się taki zgorzkniały. Doceń to, co masz! Jutro możesz mieć jeszcze mniej.

                Kończy mi się miejsce na kartce. Pozostało dodać, że czekam na Ciebie z niecierpliwością!

                Twoja sąsiadka Walerija Walentinowna
 
                PS. Pogoda w Prypeci jest wspaniała, nasze miasto pięknie Cię powita.


                                                        
 


Posłowie ;]
Pomysł na napisanie tego wpadł mi do głowy ponad miesiąc temu i od początku miało to być krótkie opowiadanie w takiej formie; o zrobieniu zdjęć zdecydowałam później. Polubiłam historię, którą dopisałam sobie do tego dalej w głowie, i to do tego stopnia, że doszłam do wniosku, iż nawet mogłabym to kontynuować! Niestety wszystko zależy od odzewu, a jak na razie wstawiłam to na dwa bliźniacze fora i widzę, że nie bardzo mam dla kogo pisać. Nie spodziewałam się niczego innego, ale jednak miało się ułamek nadziei ;> No nic, daję też tutaj. Dla odkurzenia bloga i żeby pokazać progres od czasów starych opowiastek. A kto wie, może jednak złoży się tak, że zawitam z ciągiem dalszym?