poniedziałek, 14 lipca 2014

035|| No Way Back - odcinek 3 "Wieczór o złym zakończeniu"

Hej hej. Jak widać po tytule notki dodaję dziś kolejny, już trzeci odcinek fotostory (a pamiętam, jak dopiero co robiłam zapowiedź do prologu!). Na początku miałam co do niego mieszane uczucia, ale po ostatecznym doszlifowaniu myślę, że jest nieźle. A na pewno lepiej, niż w poprzedniej części. xD Zdjęcia takie trochę słabe jak na mój gust, ale w tym odcinku naprawdę ciężko mi się je robiło. ;/ No ale co tu będę opowiadać, wstawiam. ;3
Linki do wszystkich odcinków i prologu można znaleźć tutaj.

_______________

 No Way Back
Odcinek 3 - Wieczór o złym zakończeniu

Zdjęła z ramienia ciężką torbę i niedbale położyła ją obok drzwi wejściowych. Była tak zmęczona, że nawet nie miała siły zabrać jej ze sobą do kuchni, aby wyjąć wszystkie świeżo zakupione produkty spożywcze. Uradowana, że jest już w domu, powoli skierowała się w stronę łazienki na parterze.
W pomieszczeniu panował przyjemny chłód. Jennifer odłożyła swoje okulary przeciwsłoneczne na umywalkę i przemyła twarz zimną wodą. Wreszcie poczuła komfort termiczny, miała ochotę aż do zachodu słońca nie ruszać się z miejsca.
Pierwszy raz uświadomiła sobie, że zaczyna traktować ten dom jak swój, a nawet całkiem lubi w nim przebywać. Jeszcze kilka tygodni temu czuła się w nim jak w więzieniu. Chyba po prostu się przyzwyczaiła.

Po dłuższej chwili rozmyślania zorientowała się, że ciągle wpatruje się w swoje odbicie w lustrze. Wyglądała dość ponuro, a przecież tak bardzo chciała tworzyć pozory normalności.
Szybko doszła do wniosku, że jej myśli najlepiej zajmie dobra książka. Jakiś czas temu znalazła kilka takowych na ostatnim piętrze mieszkania. Kryminały i klasyka literatury – czego innego można spodziewać się po budynku należącym do pewnej dziwnej organizacji?
Jedną z lektur, której tytułu nawet nie pamiętała, zostawiła w sypialni. Zaraz, a może to była jadalnia? Tak, to na pewno jadalnia, przecież przeglądała tę książkę wczoraj, podczas kolacji. Zaciekawiło ją streszczenie z tyłu okładki, więc postanowiła zostawić ten egzemplarz gdzieś na wierzchu.
Zdecydowała, że najpierw weźmie książkę, a później przygotuje w kuchni coś chłodnego do picia. Gdy tylko uchyliła drzwi do jadalni, usłyszała całkiem przyjazny, kobiecy głos.
- Bardzo tu ładnie. Sama zajęłaś się wystrojem tego wnętrza?
Przy stole, naprzeciwko wejścia, siedziała Serena w towarzystwie Lance’a. Byli zupełnie inni niż we wspomnieniach Jennifer. Blondynka była ubrana w szarą bluzę z kapturem i uśmiechała się pod nosem. Siedziała na ugiętych nogach, przez co wydawała się wyższa od swojego partnera. Chłopak miał wtedy na sobie czarną marynarkę, której elegancki wygląd redukowały popielate trampki.

„A jednak przyszli!” – pomyślała ze zdziwieniem wypisanym na twarzy. Z jednej strony cieszyła się, że w końcu czegoś się dowie, ale natychmiast pojawiły się także różne obawy.
- Tak – wydukała nieśmiało. Jadalnia to jedyne pomieszczenie w całym domu, które odrestaurowała. Była bardzo zadowolona z efektów swojej pracy i cieszyła się, że ktoś to docenił. Sama wybierała wszystkie meble, począwszy od stołu, a na delikatnych firankach z lejącego się materiału kończąc.
- Usiądź, mamy ci sporo do opowiedzenia – Lance zwrócił się do Jennifer.
Młoda kobieta posłusznie wykonała polecenie. Chciała jak najszybciej wiedzieć, co mają jej do przekazania tajni agenci.
- To będzie dość długa historia. Słuchaj jej uważnie, bo nie będziemy dwa razy powtarzać – Serena posłała rudowłosej uśmiech. – Zaczniesz? – zapytała czarnowłosego mężczyzny, który od razu przeszedł do streszczania całej sprawy.
- Pamiętasz, jak mówiliśmy ci kiedyś o napadach na pracowników naszej agencji? – Jennifer kiwnęła głową ze zrozumieniem. – Wszystko zapoczątkowało zniknięcie Keitha i Jareda, naszych kumpli z grupy. Do tej pory nie wiemy, co się z nimi dzieje.
- …i właśnie to wydarzenie zainicjowało serię morderstw wśród tajnych agentów. Żadna z ofiar nie przeżyła. Przedwczoraj zginął Richard Welch z Melbourne, to jest prawie trzysta kilometrów od Miami – powiedziała z powagą Serena, po czym przeniosła swój wzrok na Lance’a, dając mu znak, aby kontynuował.
- Został postrzelony nocą, wracał z pracy do domu. Jak zwykle nie mamy żadnych świadków zdarzenia, żadnych dowodów. Przeprowadziliśmy jednak dokładne śledztwo w tej sprawie, którego efekt jest taki, że chociaż mamy podejrzanego. Jest nim James Martins, dziewiętnastoletni, rozpieszczony synalek bogatego biznesmena, popularny wśród wyższych sfer dzieciak.
Jennifer uniosła brwi z niedowierzaniem.
- Podejrzewacie takiego młodego chłopaka o serię perfekcyjnych morderstw? Przecież to nonsens!
- Nie, to nie tak – przerwała Serena. – Przypuszczamy, że on może być tylko marionetką jakiejś silnej grupy przestępczej. Posłuchaj, co jeszcze mamy ci do powiedzenia.
Lance odchrząknął i dalej ciągnął historię.
- Otóż James, jak wielu ludzi z bogatych domów, zrobiłby wszystko, aby mieć więcej kasy. W ten oto sposób został naszym informatorem – pomagał Agencji w wielu śledztwach, zdając wiadomości ze swojego środowiska. Dla niego i wielu naszych pomocników byliśmy zwykłymi policjantami - to dla bezpieczeństwa obu stron. Wracając do tematu, aż ciężko sobie wyobrazić, ile krętaczy siedzi w elicie najbogatszych.
- Przez długi czas James Martins współpracował właśnie z Richardem. Jednak jakiś czas temu zaszła w nim zmiana, zerwał współpracę z Agencją, później zaczął nawet grozić Welch’owi, bo miał dość jego dopytywań i nacisków. Richard się tym nie przejął, w końcu często słyszał takie rzeczy. Poza tym ta wybuchowa reakcja pana Martinsa była kompletnie nieadekwatna do sytuacji…
- Nasz znajomy wziął go za psychicznego i postanowił dać mu spokój. Niedługo później został zamordowany. Coś jest na rzeczy, nie sądzisz, Jennifer?
Dziewczyna zastanowiła się przez chwilę. Ta sytuacja wydawała jej się bardzo pogmatwana.
- Jak dla mnie to wygląda tak, jakby ten James został zmuszony do zerwania współpracy z ofiarą. Te całe groźby… Musiał być bardzo zdesperowany. No chyba, że coś mu jednak padło na mózg.

- Dobrze kombinujesz. Nie żałuję, że cię do nas przygarnęliśmy – rzekła Serena, patrząc na nią z uznaniem. – Teraz podamy ci powód naszej dzisiejszej wizyty – wzięła głęboki wdech. – Po ostatnim zabójstwie nasz szef jest wściekły, Richard był naprawdę dobrym agentem. Wszystkie jednostki na obszarze Florydy dostały rozkaz zdobycia choć najmniejszej poszlaki do końca tygodnia, dlatego natychmiast zabraliśmy się do roboty i mamy Martinsa. Niestety to za mało, musimy przeszukać jego dom dziś wieczorem.
- On gdzieś wtedy wyjeżdża?
- Problem w tym, że nie. Obserwowaliśmy go od jakiegoś czasu, prawie wcale nie rusza się z chaty. Zresztą kto chciałby gdziekolwiek wychodzić, jeśli miałby własną rezydencję ze wszystkimi cudami tego świata? Nie możemy czekać w nieskończoność, aż książę łaskawie opuści swój zamek.
- Na nasze szczęście, koleś organizuje dziś imprezę u siebie. Będziemy mieli kilka godzin spokoju na przeszukanie górnych pięter. Jego goście zawsze urzędują na parterze.
- To chyba dobry pomysł. Jak wejdziemy do środka?
- Podstępem – zaśmiał się Lance. -  Najpierw wejdę ja z Sereną, a później damy znać, kiedy ty masz przyjść. Twoje zadanie będzie dość proste, aczkolwiek bardzo ważne: masz nie spuszczać Martinsa z oka. Gdyby tylko odłączył się od imprezowiczów i zaczął wchodzić na górę, musisz nas ostrzec. To trochę jak stanie na czatach.
- Okej, ale jak wy to sobie wyobrażacie? Przecież nie zostaliśmy zaproszeni, nie wpuści nas do siebie!
- Słuszna obawa. Nie masz się jednak czym przejmować, na jego przyjęcia schodzą się tłumy, a połowy tych ludzi on nie zna, bo to „znajomi znajomych”. Nawet go to szczególnie nie obchodzi, dla niego imprezy to pretekst do dobrej zabawy w dużym towarzystwie i zawierania nowych znajomości. Nierozsądne, ale tak to już jest.
- A nie możecie po prostu go aresztować czy coś?...
- Wolimy najpierw przeprowadzić śledztwo, a później łapać sprawców. Jeszcze jakimś cudem okazałoby się, że James jest niewinny, i skończyłoby się na reprymendzie od szefa.
- Spokojnie, nikt nawet nie zauważy naszej obecności! – dorzucił Lance, widząc niepewność na twarzy Jennifer. – Nie musisz nic robić, wystarczy wtopić się w tłum. Dasz radę.
- Dam radę? Ja w ogóle nie wiem, co robię w tej waszej Agencji. – Wzruszyła ramionami. - Podajcie mi proszę jeden, sensowny powód, dla którego nadaję się do pracy z wami.
- Na złych najlepiej mszczą się ci, którzy byli kiedyś ofiarami – bez zająknięcia odparła Worthington.
To ucięło wszelkie dyskusje.

***

Po południu niebo nad Hollywood zakryło się szarymi chmurami, z których kilka godzin później spadł chłodny, rzęsisty deszcz. Temperatura znacznie spadła, a w powietrzu czuć było przyjemną wilgoć.
Przed godziną dwudziestą Jennifer zaczęła szykować się do wyjścia. Ta impreza nie była jej zbytnio na rękę, ale jak trzeba, to trzeba. Pilnowanie jednego chłopaka chyba nie powinno być trudne, nic tu nie może pójść źle.
Forester znalazła w swojej walizce z ubraniami piękną, krótką sukienkę w kwiaty. Miała długie, przezroczyste rękawy – w sam raz na wieczór, aby nie było chłodno w ręce. Dobrała do niej białe buty na obcasach i niebieskie, urocze kolczyki, które były miniaturkami budek telefonicznych. Swoje czerwone jak wino włosy upięła inaczej, niż zwykle, pozwalając przy tym dość długiej grzywce opadać na twarz.
Punktualnie o dziewiątej wieczorem stanęła na schodkach przy wejściu do domu. Czekała na Lance’a i Serenę, którzy mieli po nią przyjechać już niebawem. Tak się też stało – chwilę później przybyli czarnym, dość przeciętnym autem, którego koła rozchlapywały wokół zszarzałą wodę z kałuż na ulicy.

Jennifer nie wahała się ani chwili. Czym prędzej wsiadła do samochodu, zajmując miejsce po lewej stronie na tylnym siedzeniu. Na sam początek postanowiła rozluźnić atmosferę żartem.
- Myślałam, że będę mogła znowu się przejechać waszym białym bolidem. Jestem zawiedziona – uśmiechnęła się do patrzącej na nią blondynki.
- Jeszcze nie raz będziesz miała okazję. W takich sytuacjach jak dziś nie możemy rzucać się w oczy – odrzekła widocznie szczęśliwa Worthington. Zarówno ona, jak i Anderson, byli w doskonałych nastrojach.
Pojazd ruszył. Na początku drogi agenci podali Jennifer kilka wskazówek odnośnie tego, jak ma się zachowywać, oraz odpowiedzieli na wszystkie pytania dziewczyny. Później jednak zajęli się luźnym gawędzeniem ze sobą nawzajem, a tematy ich rozmów nie były ani trochę związane z nadchodzącą, wieczorną misją. Dyskutowali o najlepszych restauracjach, dobrych miejscach na wakacyjny wypoczynek, różnych nowinkach technicznych i o wielu innych rzeczach. Żartowali ze sobą nawzajem i tak promiennie się do siebie uśmiechali… Panna Forester aż im zazdrościła, gdy widziała, jak wspaniale się dogadywali. Ich dialogi były tak swobodne i niewymuszone, sprawiali wrażenie bardzo dobrych przyjaciół. Rzadko spotyka się takie relacje między ludźmi pracującymi w jednej firmie. Zwykle współpracownicy konkurują ze sobą, biorą udział w bezsensownym wyścigu szczurów. Wśród tajnych agentów nie było czegoś takiego. No tak, ale przecież oni mieli jeden, wspólny cel.
Lance zaparkował auto obok wąskiej uliczki za jakimś niewielkim domem. Gdy tylko silnik samochodu ucichł, mężczyzna odwrócił się w stronę rudowłosej. Powiedział jej, żeby czekała, dopóki nie dostanie wiadomości, że musi przyjść do mieszkania Martinsa. Opisał jej dokładnie drogę do rezydencji, a następnie razem z Sereną opuścił pojazd.
„Super. Mam teraz siedzieć w samochodzie na jakiejś ciemnej ulicy, aż dostanę pozwolenie na wyjście. Właśnie o tym marzyłam, by dokładnie tak spędzić wieczór” – myślała ze złością i odrobiną niepokoju właścicielka sukienki w kwiaty.
Na szczęście oczekiwanie nie trwało zbyt długo. Po piętnastu minutach komórka – nowoczesny i zapewne cholernie drogi „prezent” od Agencji – wydała z siebie wyczekiwany przez dziewczynę dźwięk oznaczający nową wiadomość tekstową. Był to pusty SMS wysłany z telefonu Sereny, umówiony znak.

Para tajnych agentów „podpierała ścianę” gdzieś na końcu salonu. Nikt nie zwrócił na nich szczególnej uwagi, jedynie kursujące od kuchni do barku osoby z drinkami czasem zerkały w ich stronę. Gdy tylko Lance i jego towarzyszka zobaczyli przez duże okna idącą Jennifer, spojrzeli na siebie porozumiewawczo, rozejrzeli się wokół i czym prędzej wbiegli po szklanych schodach na górę.

***



Rudowłosa była do reszty znudzona. Było już po jedenastej, a ona przez cały ten czas jedynie obserwowała dobrze bawiących się ludzi. Niektórzy tańczyli – w parach lub solo – inni zbierali się w mniejsze grupki i rozmawiali ze sobą. James starał się zabłysnąć w towarzystwie i głośno przechwalał się, co jeszcze zamierza ulepszyć w swoim domu, oraz jak planuje zagospodarować sporą działkę za budynkiem.
Wszyscy sprawiali wrażenie takich płytkich. Niezaprzeczalnie przodował w tym właśnie Martins.
Forester stała na pierwszym piętrze domu. Było niesamowite, przypominało jej jakby duży taras, ale wewnątrz apartamentu. Od upadku kilka metrów w dół oddzielała ją jedynie przezroczysta barierka – duża powierzchnia pomieszczenia była pozbawiona podłogi, a co za tym idzie, był to idealny punkt obserwacyjny. Widać było praktycznie cały salon. Piętro zyskiwało też sporo uroku dzięki przeszklonej ścianie wychodzącej na południe. W nocy, z kołyszącymi się na wietrze liśćmi na zewnątrz, było wręcz trochę strasznie. Jednak gdy Jennifer wyobraziła sobie, jak muszą wyglądać tu zachody słońca, jakie ciepłe, słoneczne światło wpada wtedy przez szyby, przeszedł ją dreszcz. Bardzo chciałaby to zobaczyć.
Otrząsnęła się z marzeń dopiero wtedy, gdy zobaczyła jakieś poruszenie na parterze. Prawie połowa osób obecnych na imprezie właśnie wychodziła – kilka jednostek zarzekało się, że już wracają do domów, jednak znaczna większość chciała wyjść się przewietrzyć. Z chaotycznych wrzasków młoda kobieta wychwyciła tylko kilka kwestii: „Chodź, zamówimy pizzę!”, „Zbieram się, jutro muszę iść do pracy” czy „Założę się, że nikt z was nie skoczy do tej zimnej wody w basenie”.
W salonie zrobiło się dość pusto. Niby zostało sporo osób, ale zdecydowanie mniej, niż było wcześniej.
Jennifer rozpaczliwie próbowała odszukać wzrokiem Martinsa. Gdzieś jej umknął w tym zamieszaniu, na dłuższą chwilę spuściła go z oczu, gdy jej uwagę przykuli wychodzący z imprezy goście. Co z tego, że na wyższe piętra nie ma innej drogi niż przez schody, obok których stała Forester… Chyba. Nieważne, miała go pilnować.
Planowała zejść na dół i sprawdzić kuchnię, oraz fragment parteru niewidoczny z góry. Niespodziewanie jednak usłyszała za sobą młody, męski głos.
- Podoba ci się mój dom?
Tak, to był James Martins, pewnym siebie tonem zaczepił zdezorientowaną Jennifer.
- No, bardzo tu ładnie – odparła. Doszła do wniosku, że jeśli nie będzie okazywać szczególnej chęci do rozmowy, chłopak szybko się odczepi.

- Zbieram grupę do gry w bilard. Widzę, że chyba się nudzisz, może zagrasz z nami?
- Nie, nie nudzę się, skądże. Dawno nie byłam na lepszej imprezie – rzekła ze sztucznym uśmiechem, po czym zawahała się na chwilę. – A w bilard nie umiem grać.
- To co z tego, nauczysz się! – uśmiechnął się do dziewczyny, po czym złapał ją za nadgarstek i pociągnął za sobą w dół schodów.
- Daj spokój, tylko zepsuję wam rozgrywkę…
- Wyluzuj, gramy dla zabawy! – zaśmiał się.
Rudowłosa doszła do wniosku, że wspólna gra w bilard nie jest takim złym pomysłem – przecież będzie miała podejrzanego tuż obok siebie.
Stół bilardowy mieścił się w kącie salonu. Za oknami widać było raczej niewielki, zaniedbany basen. Właściciel posiadłości podobno zamierzał wkrótce go wyburzyć i umieścić dalej od budynku, by móc rozbudować rezydencję.
- Uwaga! Mam już komplet uczestników do gry! – krzyknął. – Jak masz na imię? – zwrócił się do Jennifer.
- Carla – odpowiedziała odruchowo.
- Okej… ja, Carla, Andy… i? – zająknął się, patrząc na nieznajomą blondynkę w eleganckiej, krótkiej sukience.
- Mandy – uśmiechnęła się szeroko. Sprawiała wrażenie bardzo miłej i charyzmatycznej osoby.
- Dobrze, a więc gramy w „ósemkę”. Będę w zespole z Carlą, wy jesteście przeciwko nam.
James rozdał wszystkim kije bilardowe i gra się rozpoczęła. Tajna agentka szybko pojęła podstawowe zasady, obserwując pozostałych graczy oraz słuchając podpowiedzi pana domu. Nawet udało jej się wbić kilka bil do łuz. Wygrali jednak przeciwnicy – przede wszystkim była to zasługa Mandy, której tego dnia naprawdę dobrze szło.

Blondynka przybiła piątkę z Andym, po czym z radości zaczęła tańczyć.
Zawiedziony James odłożył kij i oparł się o stół bilardowy.
- Hej, a ty co taki przybity? Rusz się, rozkręć tą imprezę, bo zaraz wszyscy wyjdą! – powiedział blondyn w garniturze do Jamesa. Z pewnością byli dobrymi znajomymi.
- Daj mi spokój, mam dość wszystkiego. Myślałem, że jakoś się odprężę, ale nic nie pomogło.
- Mogę wiedzieć, co się z tobą dzieje? Cały dzień chodzisz strasznie sztywny, to nie jest normalne.
Jennifer obserwowała tę dyskusję z niezbyt dużej odległości, jednak nie słyszała wyraźnie słów wypowiadanych przez chłopaków. Widziała jedynie narastającą złość na twarzy dziewiętnastolatka, który po dłuższej chwili nie wytrzymał.
- Kim ty jesteś, żeby prawić mi kazania?! Zajmij się sobą!
Andy złapał Jamesa za przedramię i próbował go jakoś udobruchać, lecz tamten odepchnął go stanowczo i pobiegł w stronę schodów.

Zaaferowana Forester zastanawiała się, co dokładnie było przyczyną nagłego wybuchu złości u podejrzanego. Jego przyjaciel musiał mu coś powiedzieć. Może to była dotkliwa prawda, może ten Andy coś wie?
Kiedy młody chłopak zniknął z jej pola widzenia, nagle uderzyła ją jedna myśl – on wchodzi na piętra, na których miało go nie być. W momencie zapomniała o wszystkich rzeczach, które powinna zrobić w takiej sytuacji. Natychmiast ruszyła do biegu za Martinsem, zwracając przy tym na siebie uwagę wszystkich wokół, jednak w tej chwili nie obchodziło ją to. Chciała tylko nie zepsuć swojej pierwszej misji.

Drugie piętro. Zdyszana Jennifer stanęła na końcu korytarza. Już miała krzyczeć do Jamesa, jednak gdy zobaczyła, że chłopak trzyma dłoń na klamce od jednego z pokoi, dała sobie spokój. Było za późno. W jej sercu pojawiła się ostatnia nadzieja: „Może Lance i Serena są w innym pomieszczeniu i dam radę się z nimi jakoś wymknąć”. Szybko jednak dotarło do niej, że się przeliczyła.

***

- Naprawdę, mogę pominąć kwestię papierosów z przemytu i innych rzeczy, ale broni, z której zamordowano Richarda, nie odpuszczę – powiedziała stanowczym tonem Serena, trzymając w ręku pistolet w woreczku strunowym. – Dla mnie sprawa wygląda jasno. Wdałeś się w podejrzane układy z typami spod ciemnej gwiazdy, i teraz pozbyłeś się Welch’a, bo zacząłeś się bać, że coś zwęszy.
- Nie! Wy nic na ten temat nie wiecie! – krzyknął James, uderzając pięścią w podłokietnik fotela, na którym właśnie siedział.
- Grzeczniej proszę – odrzekł z obojętnością w głosie Lance.
- Co „grzeczniej”, no co? Ja nawet nie wiem, kim wy jesteście, co was to wszystko obchodzi?!
Nastała chwila ciszy.
- A więc twierdzisz, że prawda jest inna niż ta, którą przedstawiliśmy ci my? – przemówiła nieco łagodniej Worthington. – Więc jak było z Richardem? Masz ostatnią szansę wybronienia się jakoś z tego. W przeciwnym razie porozmawiasz z naszym szefem…
- …a wtedy nie będzie tak miło, jak teraz – dokończył Anderson.
Dziewiętnastolatek poczuł powagę sytuacji. Ukrył twarz w dłoniach i westchnął ciężko, widać było, że nie wytrzymywał psychicznie. Siedzącej w fotelu naprzeciwko pannie Forester aż zrobiło się go szkoda.

- Współpracowałem z Welch’em, ale po pewnym czasie pieniądze od policji przestały mi wystarczyć. Na jednej z moich imprez zaczepił mnie taki gość, Sean. Zaproponował mi dużo forsy za przechowywanie u siebie narkotyków i różnych rzeczy z przemytu, między innymi tych papierosów… Byłem głupi, zgodziłem się. Ale wtedy myślałem, że to tylko takie interesy Seana, on tak twierdził. W krótkim czasie zostaliśmy kumplami. Niestety później okazało się, że mój nowy znajomy jest w mafii. – Na dźwięk ostatniego słowa Jennifer pobladła. – Sean i jego koledzy kazali mi zerwać współpracę z służbami śledczymi - nie mam pojęcia, skąd oni wiedzieli o moich znajomościach z Richardem i resztą. Najpierw im się sprzeciwiałem, z czasem uległem pod presją tych ludzi. Chciałem się jak najszybciej od tego wszystkiego uwolnić, ale Welch był zbyt ciekawski. Zacząłem mu grozić, to była ostatnia rzecz, na jaką wpadłem. Poskutkowało, gangsterzy byli zadowoleni. Tylko tego wieczora, gdy zamordowano Richarda, oni zadzwonili do mnie ostatni raz, przyznali się do zbrodni i powiedzieli, że przez moje groźby stanę się głównym podejrzanym… i tak jest, prawda?
Tajni agenci wysłuchali z uwagą i odrobiną współczucia monologu chłopaka. Na dłuższą chwilę zapanowało milczenie. Tu jednak znów jako pierwsza odezwała się bezwzględna Serena:
- W takim razie jak wyjaśnisz to? – Wskazała na broń.
- Pierwszy raz widzę na oczy ten pistolet, przysięgam. Oni musieli mi go jakoś podrzucić. Możecie sprawdzić monitoring na osiedlu, na pewno będą na nagraniu. Poza tym przyznam się, że mam swoją broń i od pewnego czasu noszę ją przy sobie w obawie przed mafią. Na co byłaby mi ta druga? A może inaczej, czy jako zabójca trzymałbym narzędzie zbrodni w domu?
- Powiedzmy, że ci wierzymy. Oczywiście będziemy musieli jeszcze zweryfikować twoje zeznania, ale na razie brzmi to dość logicznie… - powiedział Lance.
- Wiesz może, kto rządzi tą rzekomą mafią? – wtrąciła się Worthington.
- Nie wiem i nie chcę wiedzieć. Na pewno jest to silna osoba, która umie przyporządkować sobie ludzi.
- Jeśli to wszystko co mówisz jest prawdą, to trochę nam pomogłeś. Pojedziesz teraz z nami złożyć szczegółowe zeznania na policji.
- Nie ma mowy. Oni mnie zabiją jak się o tym dowiedzą. Jeśli ktoś raz z nimi zadrze, nie wyjdzie z tego żywy. – Blondynka przypomniała sobie o dwójce zaginionych kolegów. Czy jest jeszcze cień szansy dla nich?... – Poza tym moi goście cały czas są na dole!
- Gośćmi się nie martw, my możemy się nimi zająć – odparł Anderson. – Musisz z nami jechać. Chcesz, żeby zginęła kolejna osoba? Tak się składa, że Richard nie był pierwszym policjantem, i zapewne nie będzie ostatnim. Ktoś na nas poluje, a ty jesteś jedynym, który wie cokolwiek na ten temat. Zapewnimy ci zresztą ochronę.
James zastanowił się przez moment.
- No dobrze… Moglibyście tylko na pięć minut zostawić mnie tu w gabinecie samego? Chciałbym ochłonąć. Wyjdę do was zaraz.
Serena spojrzała na niego podejrzliwie.
- Przecież stąd nie ucieknę – powiedział ponuro.
- Dobrze. Pięć minut i ani sekundy dłużej – odrzekła, po czym wszyscy wyszli.

Jennifer zamknęła za sobą drzwi. Było jej żal dziewiętnastolatka, chociaż tak naprawdę wszystkie jego problemy były winą głupoty i braku rozsądku.
- Myślisz, że Martins będzie na siłach, aby sam mógł rozgonić to towarzystwo na dole? – zapytał Lance, opierając się o ścianę na korytarzu.
Nagle cała trójka usłyszała strzał i uderzenie czegoś ciężkiego o podłogę.
Wortington wstrzymała oddech.
Anderson spojrzał w stronę drzwi.
Forester zakryła usta dłonią.
- Nie będzie – odpowiedziała posępnie Serena.


sobota, 5 lipca 2014

034|| The Sims 2 - sekretna aspiracja

(c) ja, taka mała "zapowiedź" kolejnego odcinka

Cześć wszystkim! Jak tam wakacje mijają? :) U mnie jest całkiem w porządku, myślałam, że będę bardziej się nudzić. Cieszę się, że w tym roku nigdzie nie wyjeżdżam. W mieście mam zawsze więcej ciekawych zajęć niż nie wiadomo gdzie.
Niektórzy może są zdziwieni, że piszę nową notkę w dość krótkim odstępie czasu od poprzedniej. Cóż, taka już jestem, że zawsze czekam, aż liczba komentarzy pod poprzednim wpisem będzie na tyle satysfakcjonująca, abym mogła dodać coś nowego. Teraz stwierdziłam, że jest już nieźle. xD Kolejny powód? Niedawno uświadomiłam sobie, że trochę dziwnie wygląda to, że co drugi wpis to odcinek mojego fotostory. O.o Postanowiłam więc przed wstawieniem kolejnej części napisać coś jeszcze.
Tak się zastanawiałam, co przygotować na tę notkę. Pierwszy pomysł - rodzina Miller/Brooks/Johnson. Natychmiast jednak stwierdziłam, że nie chcę Was zbyt szybko nimi zanudzić. xD Później myślałam, żeby dodać downloady... ale to wydało mi się jakoś zbyt oklepane. Pewnie skończyłoby się na tych downloadach, gdyby nie to, że przypomniałam sobie o innym ciekawym materiale na wpis. Miałam o tym wspomnieć już dawno, ale jakoś tak wyszło, że potem o tym zapomniałam.

Większość z Was pewnie wcześniej tego nie wiedziała, ja z tym faktem spotkałam się chyba dopiero w kwietniu tego roku, jakoś tak. W The Sims 2 jest ukryta aspiracja.
Jak wiadomo, w podstawowej wersji gry możemy wybrać simom jeden z pięciu celów: Pogoń za bogactwem, Pragnienie romansowania, Pragnienie zdobywania wiedzy, Pragnienie stworzenia rodziny i Pragnienie popularności. Wszystkie simowe dzieciaki mają aspirację Pogoń za dorosłością, a w dodatku "Nocne życie" dochodzi Poszukiwanie przyjemności oraz Apetyt na smażony ser.
Zajrzałam kiedyś na simspedię, bo chciałam sprawdzić, w jakim dodatku dochodzi ostatnia wymieniona przeze mnie aspiracja (nie wiedziałam tego wcześniej, nie mam "Nocnego życia"). Dokładniej to trafiłam na TEN artykuł. No okej, przeczytałam, doedukowałam się. Na końcu jest kategoria "Ciekawostki". Czytam, czytam, i... WTF? Cytuję:
"Są Simowie, którzy mają ukrytą aspirację (Moc), jednak są to tylko gotowi Simowie stworzeni przez Maxis np. Juliusz Cezar czy Judyta Doktorek. Samemu nie można stworzyć takiego Sima, jednak można to uczynić dzięki programowi SimPE. Aspiracja ta jest pomieszaniem Popularności i Bogactwa."
Musiałam od razu poszukać czegoś na ten temat. Pierwsze kroki skierowałam w stronę zalinkowanego artykułu, także na simspedii. Przytoczę cały, bo jest dość krótki, a wycięcie choć fragmentu pozbawiłoby go tego "smaczku". :>
"Moc (ang. Power) - sekretna aspiracja, która została usunięta przed wydaniem The Sims 2. Dostęp do niej może zostać uzyskany poprzez Sim Moddera, jedną z funkcji kodu testingheatsenabled true. Moc ma podobne pragnienia do tych z "pogoni" za bogactwem i pragnienia popularności, a jej korzyści z aspiracji są takie same jak u tychże.
Niewiele jest wiadomo o tej tajemniczej aspiracji. Jej pragnienia i obawy nie wydają się mieć nic wspólnego z właściwą Mocą - dla przykładu, można by uznać iż powinny być one przypominać "Namów Sima do...", "Rozpocznij karierę wojskową" lub "Załóż biznes", natomiast niektóre z nich to "Przeczytać książkę", "Iść do pracy/szkoły", "Skoczyć na łóżko" co ukazuje iż ta aspiracja nie jest skończona.
Warto też wspomnieć, jeśli aspiracja została nadana Simowi poprzez Sim Modder, będzie się ona wydawać pozbawiona ikony, co jest kolejnym argumentem jej niedokończenia. Jednakże, w plikach gry widać ukrytą ikonę tej aspiracji.
Niektórzy stworzeni przez twórców nieżyjący Simowie (jak Juliusz Cezar czy Mary Della Rosa) wydają się posiadać tę aspirację. Posiadają ją także niektórzy NPC (np. Mroczny Kosiarz czy postacie z Historii z Bezludnej Wyspy)." 
Źródło

Ciekawe, co? Tak wygląda ikona tej aspiracji:
Na Mod The Sims powstał cały wątek na ten temat (link oczywiście z niezawodnej simspedii ;p). Jeśli ktoś zna choć trochę angielski, to polecam przeczytać - KLIK.
Osobiście bardzo interesują mnie tego typu ciekawostki, ale nie wiem, czy Wam z tym nie przynudzam. :D

Podsumuję to tak: szkoda, że twórcy TS2 zrezygnowali z tej aspiracji. Jak dla mnie genialne jest połączenie aspiracji bogactwa i popularności, bo te dwa cele z simsów są moimi ulubionymi. :D Niby można to włączyć przez Sim Moddera, stworzyć sima z taką aspiracją dzięki SimPE, ale to i tak nie jest dopracowana funkcja. Zawsze fajnie byłoby mieć dodatkowe urozmaicenie w grze, no i jak to idealnie ujął ktoś z tego tematu na MTS - "I know several sims who would DEFINITELY be power sims".

Co sądzicie na ten temat? Chcielibyście zagrać simem z aspiracją mocy? Wypowiedzcie się! :)
Pozdrawiam i życzę miłego wieczora! ^^