Cześć. :3
W poprzedniej notce rozpisałam pokrótce swoje rozmyślania na temat fotostory.
. W tym tygodniu trochę od niechcenia zabrałam się za robienie zdjęć - skończyłam po dwóch dniach. Przepuszczenie ich przez moją bezlitosną fotoszopę zajęło jeden dzień, napisanie tekstu - kolejne dwa dni. Czyli wychodzi na to, że jeśli porządnie się wezmę do roboty, zapomnę na czas pracy o internetach i wszelakich rozpraszaczach, odpalę grę z pieśnią bojową na ustach itd., mogę w krótkim czasie zrobić całkiem niezły odcinek. Niezły - zarówno co do fotek, jak i tekstu.
Postaram się skończyć to fotostory. Osobiście nie trawię, kiedy czytam jakieś opowiadanie i okazuje się, że zostało urwane w połowie - sama więc nie chciałabym tak robić. A jeśli wychodzi na to, że wyćwiczyłam się w szybkim pisaniu (w końcu wysmarowałam 27 stron jednego rozdziału pewnego opowiadania w dwa tygodnie w październiku tego roku - deal with it), to i szybko skończę tę historyjkę. No właśnie, pisałam już, chcę szybko skończyć a potem zająć się czymś innym, bo pomysłów w cholerę, a każdy kolejny jeszcze
ciekawszy. Daję sobie czas na dokończenie
do końca czerwca 2015, ale czuję, że jak się postaram to może do marca ogarnę (ostatni odcinek na rocznicę - to byłoby coś!). Póki co zrobiłam sobie tabelkę, która ma być dodatkową motywacją do pisania - daję sobie punkty za jakość odcinka, czas pracy i inne pierdoły, później będę podliczać i się jarać. XDDDD
Wiem, że akcja w tym fotostory idzie bardzo szybko, ale początek spieprzyłam jak jeszcze nie do końca dobrze pisałam, a teraz szczególnie mi nie zależy - robię to trochę na zasadzie "luźnego opowiadania". Oddaję więc do oceny piątą część, proszę o komentarze i zwrócenie mi uwagi na jakieś poważniejsze błędy (jeśli będą, a być mogą). Odcinek dość krótki, życzę miłego czytania tegoż tworu pseduoliterackiego. :]
Nowy dzień w Holywood wyglądał niemal tak samo, jak każdy
poprzedni. Miasto było skąpane w słońcu, powietrze przyjemnie ciepłe, acz nie
gorące; równo przystrzyżone źdźbła trawy uginały się pod delikatnymi powiewami
wiatru a fasada domu Jennifer cały czas miała identyczny, słonecznie żółty
kolor. Niektórzy powiedzieliby „sielanka”, inni – „nuda”. A co sądziła o tym
panienka Forester?
Kolejny raz spojrzała przez okno. Zatrzymała na chwilę wzrok
na falującej w basenie wodzie, po czym machnęła ręką, jakoby ten gest miał
doprowadzić ją do porządku. Przecież doskonale wiedziała, że nie ma czasu na
zamyślanie się. Za pół godziny miała zobaczyć się z Austinem w innej części
miasta.
„Ciekawe, czy w ogóle przyjdzie… Ach, nieważne, co mogę na
to poradzić” – pomyślała, po czym pewnym krokiem ruszyła w stronę wyjścia.
***
- Cześć, Jennifer! Myślałem, że już cię nie będzie!
Gdy tylko postać dziewczyny w długiej, letniej sukience
wyłoniła się zza rogu kawiarni, od razu powitał ją siedzący przy stoliku
blondyn. Uśmiechnął się słodko niczym dzieciak, co nieco zirytowało rudowłosą –
w końcu miała zamiar przeprowadzić rozmowę dość poważną.
- Hej – przywitała się sucho i usiadła na krześle obok
kolegi. W myślach kolejny raz skrytykowała jego wiecznie rozmarzone spojrzenie,
jakby lekko oderwane od rzeczywistości.
- Co tam? – zapytał.
Kobieta przewróciła oczami.
- U mnie w porządku – odrzekła z wyczuwalnym sarkazmem. – A
jak u ciebie? Jak idzie robienie kariery?
- Nieźle, w tym słynnym uniwersytecie w Miami potrafią wiele
nauczyć. – Po wypowiedzeniu owych słów zapatrzył się gdzieś w dal i przygryzł
wargę.
- Ziemia do Austina Rogersa, halo, jesteś tu? – Jennifer
przerwała ciszę i pomachała do kolegi. On po chwili się ocknął i odrzekł:
- Jasne, jasne. Chciałem tylko coś powiedzieć, właśnie się
zastanawiałem, jak mam to ubrać w słowa…
- Po prostu mów.
- Okej, spróbuję – przerwał na chwilę - Wiem, że powinienem
wcześniej zapytać o zgodę, ale… przyprowadziłem tu ze sobą przyjaciółkę.
Forester przez chwilę przyswajała tę informację,
zastanawiając się, czy aby na pewno dobrze usłyszała.
- W takim razie ja stąd spadam.
- Nie, zaczekaj! Już idzie!
Jennifer odwróciła się w tą samą stronę, w którą patrzył
Austin. Ujrzała wychodzącą z kawiarni piękną dziewczynę, ubraną w czerwoną
koszulę w kratę oraz czarne spodnie; jej krótkie włosy miały idealnie hebanowy
odcień, a oczy były tak cudownie niebieskie jak niebo nad Florydą.
- Trochę długo to trwało, jakiś gość przede mną miał problem
z płatnością kartą – przemówiła ciepłym, łagodnym głosem. – O, widzę, że
przyszła już ta twoja znajoma? – Tu spojrzała na czerwonowłosą.
Forester w tej chwili zapomniała już o swoim prawie
zrealizowanym zamiarze szybkiej ucieczki. Nie chciała zawierać nowych
znajomości z obcymi osobami, nawet tajni agenci przestrzegali ją przed tym;
teraz jednak było już za późno. Zdecydowała się zostać i udawać miłą, zwykłą
dziewczynę, a po tym spotkaniu poważnie porozmawiać z Rogersem.
Niebieskooka postać zajęła trzecie krzesło przy stoliku,
naprzeciwko blondyna.
- Tak, to jest właśnie… – zaczął.
- …Carla. – Jennifer przerwała Austinowi. Wolała przedstawić
się sama.
Młody student na początku sprawiał wrażenie
zdezorientowanego, ale po chwili sobie przypomniał, że podczas przypadkowego
spotkania wtedy też przedstawiła się jako Carla. Doszedł więc do wniosku, że
coś w tym musi być, i postanowił nazywać koleżankę fałszywym imieniem –
przynajmniej dopóki nie dowie się, o co w tym wszystkim chodzi.
- Lucy Lee, miło mi. – Badawczo przyjrzała się swojej
rozmówczyni. – Ja za niedługo już idę, wcześniej przyszłam tutaj z Austinem i
zamówiliśmy sobie po kawie. Za godzinę muszę być w pracy, chciałam jednak
zostać na kilka minut i się z tobą zapoznać. Austin trochę mi o tobie
opowiadał.
- Co opowiadał? – Ukradkiem posłała siedzącemu obok
chłopakowi groźne spojrzenie.
- Podobno jesteście dawnymi przyjaciółmi z podstawówki,
spotkaliście się kilka dni temu. Później wymieniliście się numerami telefonów,
a on – tu zerknęła na blondyna w niebieskiej bluzie – nawet nie pamiętał twojego
imienia – zaśmiała się.
- Taa, właśnie tak to było. – Jennifer odetchnęła z ulgą. Na
szczęście okazało się, że jej przyjaciel miał wystarczająco rozumu, by nie
paplać naokoło całej prawdy.
- Lucy pracuje w aptece na obrzeżach Miami, jest
farmaceutką. Poznaliśmy się kilka miesięcy temu przez internet, opowiedziałem
jej, że chcę się dostać do Międzynarodowego Uniwersytetu Sztuki i Projektowania…
pomogła mi się tam załapać i znaleźć ładne mieszkanie w Hollywood, jest taniej
a i tak dość blisko. – W nieco chaotyczny sposób streścił historię ich znajomości.
- Moja ciocia pracuje w tamtym uniwersytecie… Tylko nie mów
nikomu – uśmiechnęła się Lucy.
Forester kolejny raz zwątpiła. Nie miała zielonego pojęcia,
że Austin pisze z jakąś dziewczyną z miasta oddalonego o wiele kilometrów, nie
wiedziała, że to właśnie ona pomogła mu się dostać na wymarzoną uczelnię. Jakim
trzeba być naiwniakiem, żeby aż tak spoufalać się z osobą poznaną kilka
miesięcy temu w sieci?
- Jak ci się podoba praca aptekarki? – wypaliła bez
większego zastanowienia, tylko po to, aby jakoś podtrzymać rozmowę.
- Nie wiem, jak mają inni, ale w moim przypadku… żyć, nie umierać – uśmiechnęła się
promiennie. – Lubię swój zawód, naprawdę. Spokojne zajęcie, a i kasy jest
sporo. A ty gdzieś pracujesz?
- Ja?... – rzekła odruchowo, by zyskać na czasie. – Mieszkam
w Hollywood od niedawna, wcześniej byłam w Chicago – wymieniła pierwsze lepsze
miasto, jakie wpadło jej na myśl, nie pamiętając tego, że właśnie tam mieści
się siedziba tajnej agencji. – Pracowałam w bibliotece, ale jakiś czas temu
zmarła moja babcia i przypadł mi w spadku dom tutaj. Przeprowadziłam się więc,
na razie mam z czego żyć i powoli rozglądam się za jakimś zajęciem. – Sama była
pod wrażeniem swoich nowoodkrytych umiejętności skutecznego mydlenia ludziom
oczu.
- Myślałam, że jeszcze studiujesz. Młodo wyglądasz.
- Dzięki. Tak naprawdę to już dwa lata temu skończyłam kierunek
związany z językoznawstwem. Nie chodziłam do jednej klasy z Austinem, jestem od
niego trochę starsza.
Lucy przytaknęła kiwnięciem głowy, po czym powiedziała, że
musi już iść. Pożegnała się ze wszystkimi i odeszła.
Jennifer natomiast przesiadła się na krzesło naprzeciwko
Austina (tam, gdzie wcześniej siedziała Lee) i spojrzała na niego karcąco.
- Co to miało być? – powiedziała, a napotykając niepewny
wzrok kolegi dodała: - Czemu bez mojej wiedzy przyprowadzasz jakieś swoje
przyjaciółki? Mieliśmy porozmawiać sami, chyba wiesz, jaka jest sytuacja…
- Raczej nie. Wiem tyle, że zabili Iana, a później zwiałaś.
Ach tak, no i używasz jakiegoś dziwnego imienia. Carol?...
- Carla.
- Jedno i to samo. – Wzruszył ramionami. – Ale nieważne…
Powiedz, jak życie? Co naprawdę teraz robisz?
- Ukrywam się. Razem z Ianem naraziliśmy się dziwnym
ludziom, wolałam wyjechać. I nie pytaj o więcej, wolisz nie wiedzieć. Dziś
chciałam tylko sobie z tobą wyjaśnić, dlaczego jesteś akurat w Hollywood, ale
teraz już wszystko jest jasne.
- Będziemy się jeszcze czasem spotykać, prawda? – Zmienił
temat. – Mogłabyś zaprzyjaźnić się z Lucy, to naprawdę wspaniała osoba.
Kumplowalibyśmy się we trójkę, byłoby prawie jak kiedyś – rzekł
rozentuzjazmowany.
Jennifer jedynie pokręciła z niedowierzaniem głową i
odpowiedziała:
- Wiesz, nawet jeśli ta twoja aptekarka naprawdę jest taka
genialna, to i tak raczej nie zastąpi mi Gwen i Iana. Rozumiem, że chciałbyś
zapomnieć, ale to lekka przesada.
- Nie, to nie tak, trochę źle się wyraziłem – wymamrotał
zmieszany. – Z Gwen nadal czasem rozmawiam, a Iana będę pamiętał… tylko po co
się użalać nad przeszłością? Teraz i tak nie ma odwrotu, a uważam, że byłoby
fajnie, gdybyśmy trzymali się razem z Lucy we trójkę. Póki co kupiła naszą
bajeczkę, może kiedyś wyjaśnisz jej prawdę.
- Wolałabym nie wdawać się w nowe znajomości, ale obiecuję
jeszcze to przemyśleć-
Wypowiedź młodej Forester przerwał dzwonek jej telefonu.
Wyjęła komórkę zza paska sukienki. Na wyświetlaczu widniał numer telefonu
Andersona.
Jennifer przełknęła głośno ślinę, przeprosiła na chwilę
Austina z udawanym spokojem w głosie, po czym wstała od stołu i oddaliła się o
kilka metrów, aby mieć pewność, że nikt nie będzie słyszał jej rozmowy.
- Tak? – Po odebraniu połączenia nie zdołała wydusić z
siebie ani słowa więcej.
- Jest ważna sprawa, musimy się spotkać w Hotelu Florida.
Hotel Florida
oznaczał jedno – siedziba tajnej agencji. Lance i Serena często jednak używali
oryginalnej nazwy opuszczonego budynku, w którym mieściła się wspomniana
placówka.
- Coś się stało?
- To długa historia. Przyjadę po ciebie na Hollywood
Boulevard, czekaj obok komisariatu policji. Jesteś niedaleko, nie?
- Chyba tak… - Więcej powiedzieć nie zdążyła. Jej rozmówca
rozłączył się.
Jennifer nawet nie zastanawiała się, skąd Lance wiedział,
gdzie właśnie była. Przyzwyczaiła się już do tego, że oni wiedzą wszystko.
Pozostało tylko wrócić do Austina i wytłumaczyć mu, że na
dzisiaj koniec spotkania.